Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#74504

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Czytając historię Vege #74488, przypomniało mi się jak to ja zrobiłem się (chyba) piekielny. Wydaje mi się jednak, że w pozytywnym znaczeniu chociaż przepisy w kwestii prędkości złamałem.
Otóż gdy posiadałem jeszcze małą japońską torpedę zwaną Hondą Civic VI generacji, zdarzyła mi się taka historia.
Jadę sobie spokojnie a tu w lusterku widzę, jak ze trzy auta dalej ciągle się wyłania "żółte coś". "Coś" się potem okazało Cinquecento Sportingiem z młodym kieroFcą w środku.
Młodziak zaczął wyprzedzać każde jedno auto przy okazji zmuszając tych z przeciwka o zjeżdżanie mu z drogi bądź hamowanie.
Tak też wyprzedził mnie i kolejne trzy samochody. Jechał bardzo zrywnie i dziko a radyjko tak mu grało, ze aż dziw, że mu blachy od dudnienia nie wybrzuszyło. W końcu mnie to trochę wkurzyło i gdy wyjechaliśmy w tereny podmiejskie i nadarzyła się okazja docisnąłem pedał gazu, dopadłem kolesia i wyprzedziłem a następnie zwolniłem do obowiązującego tam 50 km na godzinę.
tam gdzie było 40 zwalniałem do 40. Koleś próbował mnie wyprzedzić ale bacznie go obserwowałem i nawet nie musiałem mocno przyśpieszać bo jego auteczko nie miało szans w Hondą. Jego twarz była tak czerwona ze złości, że chyba groził mu wylew.
Tak dojechaliśmy do pewnego skrzyżowania gdzie jadąc prosto lub w prawo i tak dojeżdżało się w to samo miejsce czyli drogi znów się łączyły. Różnica polegała na tym, że droga na wprost jest główna a ta w prawo to droga na której jednego dnia w tygodniu jest wielkie targowisko i jest zamknięta dla ruchu. Zresztą na co dzień kierowcy też nią nie jeżdżą bo nawierzchnia kiepska.
No ale koleś pojechał właśnie w tą drogę. Dobrze wiedziałem co kombinuje patrząc jak zaczął zasuwać.
No cóż... dodałem gazu i w miejscu gdzie te drogi się spotykają byłem pierwszy. Jaka piękna była jego mina gdy widział jak nadjeżdżam od jego lewej i znów wjeżdżam przed niego.
Pociągnąłem go tak jeszcze za sobą parę kilometrów do autostrady a potem docisnąłem gaz i tyle mnie widział.

Wiem, zachowałem się piekielnie i złośliwie i zapewne ten koleżka nie wyciągnął z tego żadnych wniosków ale jednorazową nauczkę dostał.
Zapewne ktoś z Was napisze, że zachowałem się nie lepiej od niego. Cóż... czasem naprawdę trzeba się zniżyć do poziomu oponenta. No i kto od miecza wojuje ten od miecza ginie.

EDIT:
PS. Dodam jeszcze, że tam gdzie go dogoniłem i wyprzedziłem już nie było ruchu. Na tym odcinku z reguły jest minimalny. Facet mógł spokojnie poczekać aż tam dojedzie i potem sobie docisnąć a nie szarżować na ruchliwej bogatej w przejścia dla pieszych ulicy.

PS2.
Pierwszy komentarz zarzuca mi szeryfowanie więc wyjaśniam, że zrobiłem taki numer tylko ten jeden raz. Na ogół olewam takich kierowców ale ten pobił ich wszystkich. ewidentnie dążył do katastrofy.

z domu do pracy

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 54 (146)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…