zarchiwizowany
Skomentuj
(14)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Przepaliła mi się kiedyś żarówka w samochodzie. Pierwszy raz w tym pojeździe, więc nie wiedziałem, jak ona wygląda, ale z instrukcji spisałem oznaczenie (nawiasem mówiąc, był to jedyny typ żarówek w moim samochodzie, którego nie miałem w zapasie). Pojechałem do sklepu z artykułami motoryzacyjnymi i mówię, że chcę żarówkę typu takiego i takiego. Sprzedawca robi wielkie oczy i pyta, jaka to lampa i w jakim samochodzie. Odpowiadam i jeszcze raz widzę, jak mu trybiki w łepetynie próbują zaskoczyć. Skonsultował się z kolegą i podaje mi żarówkę. Trochę mi jej wygląd nie pasował, więc pytam, czy na pewno to jest żarówka tym taki i taki. Potwierdził. Wracam do domu i następnego dnia zabieram się za wymianę. Co widzę? Ano, stara żarówka, która wyjąłem z lampy, wygląda zupełnie inaczej niż ta nowa i nie ma siły, żeby ta ostatnia pasowała. Skląłem sklep straszliwie, ale ponieważ paliwo kosztowałoby mnie więcej niż wartość tej żarówki (o straconym czasie nie wspominając), odpuściłem. Tyle, że problem pozostał, a lata spędzone w Belgii zdążyły mnie już uświadomić, że łatwo o tę żarówkę nie będzie. Postanowiłem sprowadzić z Francji, bo cenowo wyszło podobnie, jak w tym belgijskim sklepie, tylko trzeba było poczekać kilka dni. Po trzech dniach przyszła paczka z żarówką. Z Bułgarii.
Belgia to stan umysłu.
Ocena:
35
(101)
Komentarze