Jak to mój małżonek dentystę "oszukał".
Mój (U)kochany obdarzony jest mocnymi i zdrowymi zębami. Copółroczny przegląd paszczęki pod kątem ubytków (abstrahuję tutaj od ściągania kamienia) trwa z reguły kilkanaście minut i kończy się standardowo: "Zapraszam za 6 miesięcy". Kiedy więc mój ślubny stwierdził, że wróci dzisiaj później, bo idzie do dentysty, zdziwiłam się troszkę, bo był tam 2 tygodnie temu.
Mężulo wrócił uchachany, jakby w totka wygrał i zrelacjonował mi, co następuje. Przed 2 tygodniami dentysta dojrzał, że mój ślubny ma mały ubytek przy dziąśle, ale go nie załata, bo stwierdził stan zapalny tychże dziąseł. Dlatego przepisał mu specjalistyczny żel stomatologiczny i takąż płukankę, nakazał dziąsła traktować tymi specyfikami i dopiero po 14 dniach powrócić na plombowanie.
Mój (U)kochany poszedł wprawdzie do apteki, ale kiedy usłyszał, że żel i płukanka kosztują 100 zł, machnął ręka i stwierdził, że mu pasta i tradycyjny płyn do płukania wystarczą.
Dziś poszedł do swego stomatologa i, jak gdyby nigdy nic, rozdziawił paszczę do łatania. Dentysta cały zadowolony: "No, panie Blaueblume, widać, że pan pilnie kurował te dziąsła, ich stan jest już dobry, bardzo lubię takich obowiązkowych pacjentów" i bezproblemowo założył wypełnienie.
Kto był tu piekielny?
Dentysta, który zaaplikował niepotrzebne (dość drogie) specyfiki i chwalił nieegzystującą kurację, czy mój mąż, który olał zalecenia stomatologa?
Mój (U)kochany obdarzony jest mocnymi i zdrowymi zębami. Copółroczny przegląd paszczęki pod kątem ubytków (abstrahuję tutaj od ściągania kamienia) trwa z reguły kilkanaście minut i kończy się standardowo: "Zapraszam za 6 miesięcy". Kiedy więc mój ślubny stwierdził, że wróci dzisiaj później, bo idzie do dentysty, zdziwiłam się troszkę, bo był tam 2 tygodnie temu.
Mężulo wrócił uchachany, jakby w totka wygrał i zrelacjonował mi, co następuje. Przed 2 tygodniami dentysta dojrzał, że mój ślubny ma mały ubytek przy dziąśle, ale go nie załata, bo stwierdził stan zapalny tychże dziąseł. Dlatego przepisał mu specjalistyczny żel stomatologiczny i takąż płukankę, nakazał dziąsła traktować tymi specyfikami i dopiero po 14 dniach powrócić na plombowanie.
Mój (U)kochany poszedł wprawdzie do apteki, ale kiedy usłyszał, że żel i płukanka kosztują 100 zł, machnął ręka i stwierdził, że mu pasta i tradycyjny płyn do płukania wystarczą.
Dziś poszedł do swego stomatologa i, jak gdyby nigdy nic, rozdziawił paszczę do łatania. Dentysta cały zadowolony: "No, panie Blaueblume, widać, że pan pilnie kurował te dziąsła, ich stan jest już dobry, bardzo lubię takich obowiązkowych pacjentów" i bezproblemowo założył wypełnienie.
Kto był tu piekielny?
Dentysta, który zaaplikował niepotrzebne (dość drogie) specyfiki i chwalił nieegzystującą kurację, czy mój mąż, który olał zalecenia stomatologa?
dentysta/niepotrzebna kuracja
Ocena:
147
(201)
Komentarze