O broni, chociaż nie prawdziwej.
Tytułem wstępu - do niektórych pistoletów hukowych można zamontować nakładkę na lufę, z której można strzelać takimi małymi rakietkami, co daje efekt podobny do fajerwerków.
Taki pistolet miał mój ojciec i strzelał z niego na nowy rok.
Był sylwester, dawno temu. Miałem jakieś 10 lat. Gdy wybiła północ, wyszliśmy z rodzicami za blok postrzelać. Wziąłem torbę ze standardowymi fajerwerkami i pobiegłem przodem, bo rodzice jeszcze ze znajomymi pili szampana. Za blokiem już zebrali się ludzie z okolicy i strzelają. Ja też odpalam sobie rakiety z butelki, jak nagle coś mnie uderzyło w głowę i padłem na ziemię. Jakiś dres, w towarzystwie dwóch kolegów, zasadził mi kopa, zabrał torbę z rakietami, odwrócił się i idzie jakby nigdy nic. Ja wstałem, wyrwałem mu torbę z rąk i biegnę przed blok, do klatki schodowej. Dresy za mną, z okrzykami "zap***dolę cię gnoju". Akurat rodzice wychodzili z klatki i na szybko powiedziałem co się stało.
Po chwili zza bloku wybiegły dresy i do nas, z ryjem i z łapami. Dookoła pusto, bo wszyscy za blokiem. Wtedy ojciec wyciągnął pistolet i przyłożył go do czoła tego najbardziej agresywnego patola. Cóż to była za zmiana! Już nie krzyczał, nie machał łapami, nie chciał nikogo zap***dalać. Płakał jak mała dziewczynka, przepraszał i błagał, a koledzy stali wręcz na baczność. Ojciec krótko i zwięźle kazał im się oddalić w trybie szybkim, co też niezwłocznie uczynili.
Czy mogę zaryzykować stwierdzenie, że gdyby nie broń, to tamtej nocy trójka dresów pobiłaby albo nawet i zabiła rodzinę z dzieckiem, z powodu kilku petard?
Tytułem wstępu - do niektórych pistoletów hukowych można zamontować nakładkę na lufę, z której można strzelać takimi małymi rakietkami, co daje efekt podobny do fajerwerków.
Taki pistolet miał mój ojciec i strzelał z niego na nowy rok.
Był sylwester, dawno temu. Miałem jakieś 10 lat. Gdy wybiła północ, wyszliśmy z rodzicami za blok postrzelać. Wziąłem torbę ze standardowymi fajerwerkami i pobiegłem przodem, bo rodzice jeszcze ze znajomymi pili szampana. Za blokiem już zebrali się ludzie z okolicy i strzelają. Ja też odpalam sobie rakiety z butelki, jak nagle coś mnie uderzyło w głowę i padłem na ziemię. Jakiś dres, w towarzystwie dwóch kolegów, zasadził mi kopa, zabrał torbę z rakietami, odwrócił się i idzie jakby nigdy nic. Ja wstałem, wyrwałem mu torbę z rąk i biegnę przed blok, do klatki schodowej. Dresy za mną, z okrzykami "zap***dolę cię gnoju". Akurat rodzice wychodzili z klatki i na szybko powiedziałem co się stało.
Po chwili zza bloku wybiegły dresy i do nas, z ryjem i z łapami. Dookoła pusto, bo wszyscy za blokiem. Wtedy ojciec wyciągnął pistolet i przyłożył go do czoła tego najbardziej agresywnego patola. Cóż to była za zmiana! Już nie krzyczał, nie machał łapami, nie chciał nikogo zap***dalać. Płakał jak mała dziewczynka, przepraszał i błagał, a koledzy stali wręcz na baczność. Ojciec krótko i zwięźle kazał im się oddalić w trybie szybkim, co też niezwłocznie uczynili.
Czy mogę zaryzykować stwierdzenie, że gdyby nie broń, to tamtej nocy trójka dresów pobiłaby albo nawet i zabiła rodzinę z dzieckiem, z powodu kilku petard?
dresy
Ocena:
248
(290)
Komentarze