Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#75204

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Miałam szajbniętą katechetkę (nie zakonnicę, ale dobrą znajomą proboszcza) z którą kilka lat toczyłam na lekcjach wojnę.

Szczegóły kiedy indziej, dzisiaj będzie o przypowieści, jaką nakarmiła przedkomunijnych ośmiolatków, w tym mnie. Pointa zaskakuje :)

A szło to mniej-więcej tak:
"Pewien bogaty pan umarł i poszedł do nieba. Przechadzał się, przechadzał, aż w końcu zgłodniał. Poszedł do sklepu. Wybrał sobie coś do jedzenia i gdy chciał zapłacić (w końcu bogaty), anioł zza lady rzekł do niego:
- My nie przyjmujemy tutaj takich pieniędzy.
Pan posmutniał, głodny był bardzo, więc zdjął z ręki swój złoty zegarek i chciał go wręczyć aniołowi. Ten pokręcił głową i rzekł:
- W niebie nie ma on żadnej wartości.
- Czym więc mogę zapłacić?
- Tylko pieniędzmi, które za życia dał pan na tacę.

A potem okazało się, że był to sen i od tego czasu ów bogaty człowiek chodził co niedzielę do kościoła i dawał na tacę."

Też myśleliście, że walutą będą dobre uczynki? Naiwni.

Najważniejsze przesłanie wiary - przekazane. Najśmieszniejsze jest to, że dla mnie - dzieciaka, i dla moich kolegów, nie było w tym nic dziwnego, ani oburzającego, bo wtedy to co mówiła pani, to musiała być prawda. I tak uwierzyłam, że w niebie są sklepy i tym gorliwiej dawałam otrzymane od taty pieniążki do koszyka :D

Ta kobieta jeszcze uczy...

Czy to nie jest podłe tak kłamać i mieszać w mózgu dzieciakom, które chłoną wszystko jak gąbka i wierzą w Świętego Mikołaja?

Żeby znowu nie było, że za takie historie płaci mi jakaś niecna gazeta - w liceum miałam świetnego księdza katechetę. Historia tyczy się tylko jednej osoby!

katechetka

Skomentuj (59) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 253 (321)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…