Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#75445

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dokumentacja medyczna to coś, co powinno być szczególnie chronione, zabezpieczone przed możliwością wglądu przez osoby trzecie, ludzie mający do niej służbowy dostęp podpisują zobowiązania do zachowania tajemnicy i tak dalej. W teorii wszystko pięknie.

W praktyce to nie piękne, nie ładne, nawet nie nijakie, tylko smród i załamanie rąk.
Wielka liczba podmiotów wytwarzających dokumentację medyczną lub pracujących z nią nie jest technicznie przygotowana do obracania takimi danymi. Zabezpieczenia informatyczne są żadne (podobnie, niestety, jak wiedza przedmiotowa większości użytkowników tej infrastruktury). Organizacja przestrzenna też mogłaby reinkarnować. Dzisiaj rano stanęłam sobie na chodniku pod przychodnią i mogłam spokojnie przeczytać wszystko, co w historię choroby jakiegoś Tadeusza wklepywano w gabinecie. To, że sobie poszłam dalej, to wyłącznie moja dobra wola. W rejestracji monitor biurka A jest doskonale widoczny dla interesantów biurka B. I odwrotnie. Serwer? Zdalny dostęp do danych? Niejedna placówka medyczna przyznaje, że po prostu nie stać ich na profesjonalne, czyli bezpieczne archiwizowanie danych medycznych i liczy na to, że nikt nie wpadnie na pomysł zdalnego włamania i kradzieży. Nie brakuje też zwyczajnych wpadek, np. kilka lat temu, podczas wyjazdowej akcji krwiodawstwa, ktoś zapomniał torby z laptopem, w którym rejestrowano dawców. Gdzie, kiedy - nieważne. Zorientowali się po kilkunastu minutach i w te pędy z powrotem. Torba była. Ale równie dobrze mogło jej nie być. Na dysku wyniki badań, dane kontaktowe, wywiad...

A papiery?

1) Kumpel. Czekał na wizytę w remontowanej, ale pracującej przychodni. Szafki z dokumentacją stały obok niego przez kilkadziesiąt minut, bo tam akurat je postawili panowie od przenoszenia mebli. Szafki bez zamka. Pełne. Monitoringu brak. Mógł wynieść, co tylko by zechciał.

2) Drugi kumpel. Zabierał kopię swojej karty, bo zmieniał przychodnię. Relację miałam na świeżo. Wydali mu cudzą dokumentację - w zaklejonej kopercie, bo przecież to tajne, rozpoznawali koperty po numerach zlecenia wydania kopii. Dopiero w domu - prawie 50 kilometrów od przychodni - zorientował się, że ma kartę jakiejś kobiety. Człowiek uczciwy, zadzwonił - niech przyślą kuriera z jego papierami, to cudze odeśle. Nie przysłali, za to przez telefon postraszyli go prokuratorem, jak sam do nich nie odwiezie. Cóż, na prokuraturę zadzwonił on.

3) Ja. Kilka lat temu, praca na studiach - prywatna firma zajmująca się przeprowadzkami, transportem mebli itp. Opróżnialiśmy mieszkanie po jakimś zmarłym lekarzu. Całą jego dokumentację mieliśmy "zutylizować" na polecenie rodziny (swoją drogą, straszliwie się uwijali z likwidacją ruchomości). Tylko taka utylizacja nie dość, że nie zawsze jest legalna, to jeszcze ekstra kosztuje, kiedy można ją wykonać, a oni tego ekstra nie płacili. Więc szef zwiózł ją do siebie, miał czym rozpalać w piecu.

Tego, czego się naczytałam na studiach i praktykach z dokumentów pacjentów, ile się nasłuchałam - jako osoba w żaden sposób nieuprawniona, wystarczyło, że jestem w ciuchach roboczych i siedzę w tym samym pomieszczeniu - to już nawet nie chcę wspominać. Serio, jak ktoś mi mówi, że jest "tajemnica lekarska" i "tajemnica dokumentacji", to mnie pusty śmiech ogarnia.

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 173 (199)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…