Pracuję w markecie budowlanym.
Dziś skacząc po kanałach w tv trafiłem na mecz, ŁKS - Widzew. Derby Łodzi. Przypomniało mi to pewne derby sprzed kilku lat.
Pracowałem wtedy w tym samym markecie, ale w innym mieście, w tamtym czasie mieliśmy nowego kierownika. W mieście tym są dwa kluby piłkarskie, nazwijmy je A i B. Na dziale pracowali sami faceci, więc temat piłki pojawiał się w miarę często i było wiadomo kto komu kibicuje.
Zbliżał się termin derbów, prawie każdy chciał mieć wolne, żeby obejrzeć je na stadionie bądź w telewizji.
Zdziwiłem się, że dostałem tego dnia wolne, bo jako przyjezdnego derby mnie "nie grzały", więc tego dnia w prośby jako nieliczny się nie wpisałem. Okazało się, że wolne dostali wszyscy niezainteresowani meczem oraz wszyscy kibice drużyny A. Natomiast wszyscy fani drużyny B musieli pojawić się w pracy.
Nietrudno się domyślić komu kibicował nasz nowy kierownik.
Sytuacja powtarzała się, dopóki kibice B nie zaczęli brać urlopów na żądanie i "chorować" akurat na derby.
Dziś skacząc po kanałach w tv trafiłem na mecz, ŁKS - Widzew. Derby Łodzi. Przypomniało mi to pewne derby sprzed kilku lat.
Pracowałem wtedy w tym samym markecie, ale w innym mieście, w tamtym czasie mieliśmy nowego kierownika. W mieście tym są dwa kluby piłkarskie, nazwijmy je A i B. Na dziale pracowali sami faceci, więc temat piłki pojawiał się w miarę często i było wiadomo kto komu kibicuje.
Zbliżał się termin derbów, prawie każdy chciał mieć wolne, żeby obejrzeć je na stadionie bądź w telewizji.
Zdziwiłem się, że dostałem tego dnia wolne, bo jako przyjezdnego derby mnie "nie grzały", więc tego dnia w prośby jako nieliczny się nie wpisałem. Okazało się, że wolne dostali wszyscy niezainteresowani meczem oraz wszyscy kibice drużyny A. Natomiast wszyscy fani drużyny B musieli pojawić się w pracy.
Nietrudno się domyślić komu kibicował nasz nowy kierownik.
Sytuacja powtarzała się, dopóki kibice B nie zaczęli brać urlopów na żądanie i "chorować" akurat na derby.
Ocena:
237
(269)
Komentarze