Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#75781

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o pierepałkach z miejscami parkingowymi przypomniała mi podobną sytuacje (u mnie obyło się bez niszczenia samochodu).

Jakoś pod koniec zeszłego roku gmina wyremontowała drogę koło osiedla, na którym mam mieszkanie, przy okazji została uregulowana kwestia dzikiego parkowania. W kwestii parkowania dochodziło do dantejskich scen. Ludzie parkowali kompletnie na pałę, problemy z przejazdem miały samochody osobowe, o śmieciarce czy czymś większym nie wspominając. Skutkiem remontu i ww. regulacji liczba miejsc parkingowych spadła o jakąś 1/3, ponieważ dumnie stał zakaz parkowania poza miejscami wyznaczonymi, a miejsc wyznaczonych jest dla wszystkich chętnych za mało.

Sytuacja jakoś mnie specjalnie nie tyczyła, gdyż mam kupione 2 miejsca parkingowe w parkingu podziemnym, ale niektórych pili.
O wyższym poziomie odrealnienia i jeszcze wyższym poziomie bezczelności - czyli historia właściwa.

Mamy gościa na osiedlu, który kupił 3 czy 4 mieszkania pod wynajem (ma ksywkę landlord) i generalnie na wszystkie projekty/uchwały wspólnoty, które generują jakiekolwiek dodatkowe koszty jest na "nie". Dla niego to są zbędne koszty - po co to, a tak w ogóle to jak coś zostało przegłosowane na "tak", to odbiera to jako atak na swoją osobę czy interesy (maile z gorzkimi żalami do zarządcy z żądaniem przekazania do wszystkich mieszkańców, durne tyrady na zebraniach wspólnoty itp.).

Jakoś na początku tego roku ww. jegomość mnie zdybał na parkingu i zaczyna tyradę.
Gmina, sku...ny, zlikwidowała miejsca parkingowe, łajzy - to specjalnie, żeby ludzie problemy mieli itp., itd. Dobra, proszę gościa o przejście do meritum.
No on wynajmuje na tym osiedlu mieszkania. Teraz ma problem, bo nie ma chętnego, bo tu nie ma gdzie parkować... Pytam się gościa, że jak kupił mieszkania, to razem z miejscami parkingowymi, to jaki jest problem? Bo on wynajął te miejsca innym mieszkańcom, podpisał 2-letnie czy dłuższe umowy... - no to panie, to była pana decyzja, czego pan oczekuje ode mnie.
No to gość wyłuszcza - jak ja mam 2 miejsca, to chce, żebym mu jedno odstąpił - WTF. Pokazuję gościowi, że chyba widać, że użytkowane są obydwa, z tego co wiem, to jest do wynajęcia miejsce, wiszą na klatkach ogłoszenia, to niech tam się zgłosi.
Na to gość - tam facet chce 200 za miesiąc... Dobra, a ile pan bierze za swoje? To już nie moja sprawa (ma gość pełną rację - nie moja).
On ma dla mnie taką propozycję - on podpiszę ze mną umowę na 5 lat i będzie zwracał mi koszty.

Jakie koszty chce mi zwracać, pytam się gościa - no tyle, ile w "czynszu" płacę za jedno miejsce parkingowe...

Pytam się faceta, czy jest poważny - po pierwsze nie chcę wynająć swojego miejsca, po wtóre mam podpisać z nim umowę na klika lat i on mi będzie zwracał całe 8,30 czy 8,50 co miesiąc, a ja się mam bujać ze znalezieniem codziennie miejsca do parkowania. Z takimi pomysłami to raczej do św. Mikołaja. W tej kwestii na empatię z mojej strony, jeśli chodzi o jego problem z wynajęciem mieszkania, nie ma co liczyć.

No i się zaczęło złorzeczenie, rzucanie mięchem, narzekanie, że ludzie nieużyte takie, nikt nie chce pomóc, zawistne, złośliwe...

Ja czytając czasami wypociny gościa, które zarządca przesyłał, i słuchając co na zebraniach wspólnoty ma do powiedzenia miałem świadomość, że gość ma niezły tupet, ale to już było przegięcie.
Ślubna po zdaniu jej relacji z rozmowy w garażu trzy razy się pytała, czy na pewno był trzeźwy...

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 320 (332)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…