Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#75927

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dzisiaj chcę opisać to, czemu zrezygnowałam ze wspaniałej oferty wynajmowania kawalerki z dwoma pokojami.

Od października zaczynałam kolejne studia w nowym mieście. W mieście tym jest dosyć trudno znaleźć mieszkanie- wszyscy od razu po dodaniu oferty rezerwują mieszkanie wpłacając kaucję, nawet nie oglądając go. Po miesiącu poszukiwań, poddałam się. Moja mama usłyszała od znajomej, że druga znajoma posiada mieszkanie, które wynajmuje. Idealnie, trzeba dzwonić i się dopytać. Moja mama, która znajomą zna lepiej niż ja, zadzwoniła, popytała się, ustaliła cenę (powiedzmy xxx), datę przeprowadzki, oraz dwuosobową listę osób, mieszkających w mieszkaniu (ja i moja znajoma, o której więcej napiszę później). Cena nam odpowiadała, wynosiła nie za mało, żeby nawet właścicielka nie mogła się przyczepić, ani za dużo. Po prostu idealnie jak na wielkość kawalerki i standard. Mimo, że była to znajoma rodziny, postanowiliśmy umowę podpisać- aby właścicielka legalnie mogła zarabiać na nas. Umowa miała być podpisana jednak tydzień po naszej przeprowadzce. Była to kawalerka, jeden duży pokój, oddzielnie kuchnia, oddzielnie łazienka i niewielki przedpokój. Już drugiego dnia zaczęły pojawiać sie problemy.

Problem 1: Sąsiadka z dołu.
W bloku mieszkają głównie starsze osoby, najczęściej ze swoimi dziećmi (a dzieci już w wieku 50-60 lat), jest kilka rodzin młodych, z dziećmi z podstawówki albo gimnazjum, oraz jedno mieszkanie wynajmowane przez studentów. Pierwszą sąsiadkę poznaliśmy już drugiego dnia. Zaprosiłyśmy wtedy wspólnego znajomego na piwo, jedno, bo następnego dnia współlokatorka miała pracę. Usiedliśmy we trójkę z piwem w ręku, nie włączaliśmy nawet muzyki, tylko rozmawialiśmy. A wiadomo, nawet jak jedno piwo się wypije, trzeba chodzić do łazienki, to chodziliśmy, z pokoju przez przedpokój do łazienki. Po jakiejś godzinie usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Nikogo się nie spodziewaliśmy, więc to było trochę dla nas dziwne. Otworzyłam drzwi, a tam kobieta w wieku może 60 lat. Zaczęła mi gadać, że ona chce spać, że my robimy imprezę, chodzimy, tupiemy w butach, że jeżeli znowu się to powtórzy, wzywa policję. Byłam lekko zdziwiona, nawet nie rozmawialiśmy ze sobą głośno. Zwróciłam sąsiadce uwagę, że podłoga skrzypi, że my tylko z pokoju do łazienki i do kuchni chodzimy raz na jakiś czas i że mamy nawet same skarpetki na nogach, więc tupać nie mamy jak. Pogadała chwilę i poszła.
Przyszła kilka dni później. Sprzątałam w mieszkaniu, akurat chciałam wynieść śmieci. Ubrałam buty (noszę akurat takie dosyć ciężkie, które tupią) i przeszłam się z przedpokoju do pokoju po klucz. Gdy wróciłam sąsiadka stała już pod drzwiami. Znowu słyszałam, że tupię, że cały sufit się trzęsie i jeżeli tak samo będzie po 22 to ona wezwie policję. Powiedziałam, że przeszłam tylko dwa kroki, nie moja wina, że podłoga skrzypiała, a chodzić muszę po mieszkaniu, bo nie mam skrzydeł. Weszłam do mieszkania i zamknęłam jej drzwi przed nosem.
Ostatnio znowu przyszła. Rozmawiałam z rodzicami przez telefon. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi, powiedziałam do rodziców, że zaraz oddzwonię, bo prawdopodobnie współlokatorka zapomniała kluczy i muszę otworzyć jej drzwi. Odłożyłam komórkę, znowu usłyszałam dzwonek do drzwi, tym razem dłuższy. Otworzyłam drzwi. W nich stała znowu sąsiadka. Tym razem nie chodziłam za głośno, tylko za głośno rozmawiałam. Odpowiedziałam ironicznie, że w takim razie będę przeskakiwać z mebla na meble i ze współlokatorką będziemy pisać do siebie karteczki, skoro nawet mówimy za głośno. Zamknęłam drzwi.
Na dodatek od właścicieli słyszałam, że kobieta ta potrafiła przyjść do matki właściciela (kobieta w dniu śmierci miała 96 lat) i mieć pretensje, że za głośno szura nogami.

Problem numer 2: Właściciele.
Jak wspomniałam wcześniej, właścicielką była znajoma mojej mamy. Cena była odpowiednia do standardu i wielkości mieszkania. Cena wyższa nawet o 100 zł musiałaby nieść ze sobą wyższy standard. Tydzień po przeprowadzce przyszli właściciele, dali nam umowę, ja zaczęłam ją czytać, współlokatorka wysłała zdjęcia swojej umowy siostrze, która jest adwokatką. Po chwili pokazała właścicielom kilka błędów- głównie, że cena xxx, na którą wcześniej moja mama się dogadywała, była tylko na jedną osobę (w umowie napisane było tak, że każda płaci xxx plus opłaty, bez możliwości wprowadzenia się osób trzecich, nie wymienionych w umowie). Współlokatorka dała znać, ze jest tam błąd, źle sformułowane, na to właścicielka, że nie, że przecież tak się dogadywaliśmy. Ja już zaczęłam zastanawiać się, czy moja mama niczego nie pokręciłam, ale stałam przy niej w trakcie, gdy się dogadywała z właścicielką i byłam pewna, że mówiła o xxx plus opłaty za całe mieszkanie. Powiedziałam o tym właścicielce, dodając, że za xxx plus opłaty na osobę można w tym mieście wynająć coś w centrum w standardzie luksus. Kobieta zaczęła coś kręcić, zaczęła gadać, ze nie jest to kawalerka, tylko mieszkanie z 2 pokojami, więc powinniśmy płacić jak za takie mieszkanie. W końcu dała się przekonać, gdy powiedziałyśmy, żeby w takim razie zmieniła kuchnię w pokój, to będziemy więcej płacić, obiecała dogadać się z moją mamą, z którą na początku ustalała. Dogadały się o 200 zł więcej za osobę niż wcześniej miałyśmy płacić. Stwierdziłyśmy ze współlokatorką, że w tej cenie możemy znaleźć dobre pokoje jednoosobowe, a nie kawalerkę.

Problem numer 3: Współlokatorka.
Współlokatorkę znałam już jakiś czas. Dogadywałyśmy się, więc postanowiłyśmy razem zamieszkać. Jednak po 2 miesiącach zmieniłam zdanie.
1.Pierwszym problemem było to, że gdy dowiedziała się o podwyżce mieszkania zwyzywała mnie i moją mamę. Uważała, że to nasza wina, specjalnie chciałyśmy podwyższyć cenę, aby zostać same, albo żeby ona miała problemy. To zostawię bez komentarza, nie odzywałyśmy się do siebie przez kilka dni.
2.Ciuchy. Mam dosyć sporo ubrań, jednak we wszystkich chodzę. Ucieszyłam się, że w mieszkaniu będziemy miały wielką szafę. Zmieniłam zdanie, gdy współlokatorka zaczęła zwozić ubrania. Obecnie w szafie zajmuje od 1/4 do 1/3 miejsca, a ubrania współlokatorki walają się na krzesłach, oraz są upchnięte w każdym wolnym miejscu w mieszkaniu.
3.Sprzątanie. Nie uważam, że jestem pedantką, wręcz przeciwnie, jednak wiem, że dwa razy na tydzień trzeba ogarnąć mieszkanie (a jak szybciej się bałagani to częściej) a raz na tydzień porządnie posprzątać. Przez pierwszy miesiąc sprzątałam, potem się poddałam, bo musiałabym sprzątać generalnie codziennie. Wszędzie walały się ciuchy współlokatorki, która chętnie zostawiała je na krzesłach, obok pojemnika na brudną bieliznę (często pustego). Dodatkowo uwielbia znosić talerze i sztućce na szafki koło łóżka. Gdy prosiłam ją o odkurzenie podłogi, robiła to z wielkim fochem, a potem się do mnie nie odzywała. Postanowiłam, ze przez miesiąc nic nie będę sprzątać. Pod dwóch tygodniach współlokatorka stwierdziła, że posprząta mieszkanie, gdy mnie nie będzie (pisała i gadała o tym przed moim wyjazdem). Gdy wróciłam ubrania z krzeseł były przeniesione na dno szafy i nadal chwaliła się, że posprzątała. Kilka dni temu, gdy właściciele mieli przyjść po pieniądze, nie wytrzymałam i powiedziałam, że mam dosyć sprzątania po niej, zostawiłam na jej łóżku wszystkie jej rzeczy. Obraziła się i zaczęła gadać, że to ja bałaganię, a to ona najwięcej sprząta.
4. Siedzenie do późna. Jestem osobą, która lubi spać. Kładę się więc po 23 i wstaję najczęściej o 10-11. Nie lubię wstawać o 7, jednak ze względu na zajęcia, muszę to robić w tygodniu. Najlepiej więc jest dla mnie jak kładę się o 23, zmęczona, od razu zasypiam. Gdy wstaję, staram się być cicho- widzę, że współlokatorka śpi, zamykam drzwi od pokoju, w kuchni niczym nie trzaskam itd. Za to współlokatorka uwielbia siedzieć długo. Wiecznie jest spóźniona na zajęcia, bo kładzie się o 2-3 a potem nie może się obudzić kolejnymi budzikami. Gdy siedzi do późna, potrafi zrobić sobie obiad do 2, nie przeszkadza jej to, że śpię i potrafi nie zamykać drzwi od pokoju, trzaskać w kuchni, a potem siedzieć w pokoju i jeść, głośno opuszczając sztućce na talerz. Gdy nocuje u niej chłopak, oglądają filmy z włączonym dźwiękiem w laptopie. Natomiast gy ona wcześnie chce iść spać, to wkurza się za każdą minutę, kiedy jest zapalone światło i o każdy mój szelest.
5.Rzeczy do mieszkania i interesowani się mieszkaniem. Na samym początku kupiłam kilka rzeczy do mieszkania- papier, mydło, proszek do prania, kilka środków czystości. Dogadałyśmy się, że współlokatorka kupi następne,gdy się skończą. Wyszło tak, że znowu to ja musiałam wszystko kupić, bo nie mieliśmy czym myć rąk przez tydzień, oraz przez 2 dni podcierałyśmy się chusteczkami. Dodatkowo nigdy nie robi prania- to zwykle ja gdy pojemnik na brudną bieliznę jest pełny, wyjmuję wszystko i nawet pytam się, czy współlokatorka nie ma nic więcej (dodatkowo dorzuca jeszcze kupę ciuchów i to wszystko). Ostatnio brała prysznic w momencie gdy prała pralka. dy wyszła z łazienki, ja poszłam zabrać i rozwiesić pranie. Zastałam zalaną łazienkę wodą z pralki. Oczywiście współlokatorka nic nie wytarła, tylko następnego dnia powiedziała, że pralka się psuje.

Całe szczęście od tego tygodnia się przeprowadzam, mam swój własny pokój, za tą samą cenę, współlokatorów, którzy sprzątają, właścicielkę, która nie podwyższa czynszu, oraz miłych sąsiadów, którzy nie czepiają się o to, że chodzę i rozmawiam we własnym mieszkaniu.

stancja

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 12 (90)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…