Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#76311

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie da się tanio i dobrze.

W naszym szpitalu od lat przewozami medycznymi zajmowała się ta sama firma.
Właściciel zatrudniał porządnych kierowców, ratowników, miał sprawne karetki, zawsze do dyspozycji.
Znaliśmy się doskonale, wypiliśmy kilka beczek kawy w ramach nocnej współpracy.
Bo akurat z mojego oddziału transporty są codziennością. A to pacjent wymaga przewozu do innego szpitala, a to do domu mus odwieźć, bo nogi nie chcą słuchać.

W tym roku odbył się przetarg na usługi transportu sanitarnego.
Po raz pierwszy, jako jedyne kryterium przyjęto cenę roczną usług.
No i stało się.

Ofertę naszego przewoźnika przebił o 20% gość z miejscowości oddalonej od nas o jakieś 200 kilometrów.
Wygrywał już wiele przetargów, jednak po kilku tygodniach wylatywał z roboty z powodu niesolidności...
No ale nic.
Zobowiązał się dostarczyć trzy zespoły przewozowe i jeden transportowy z ratownikiem, do dyspozycji szpitala 24/7.
Zmiana miała się odbyć od pierwszego kolejnego miesiąca.

Na dzień przed przejęciem kontraktu, nowy negocjował z kierowcami poprzednika zatrudnienie. Przypomniało mu się o 21 wieczorem.
Nic dziwnego, że żaden z chłopaków mocno zainteresowany nie był.
W dniu przejęcia, rano, miał kontrolę w wykonaniu szefa ratownictwa jeżdżonego.
Którego właściciel firmy epicko olał. Umówił się na rozmowę, szef czekał kilka godzin i się nie doczekał. Ani rozmowy, ani telefonu.

Nadszedł wielki dzień inauguracji.
Przyszła kontrola. I stwierdziła:
- karetki w stanie opłakanym, bez sprzętu, z jednej leje się olej strumieniami
- na cztery karetki jest dwoje kierowców, żadnej pomocy przy przenoszeniu chorych leżących nie przewidziano
- żaden z kierowców nie ma uprawnień do prowadzenia pojazdów uprzywilejowanych
- żaden z pojazdów nie ma na miejscu dowodu rejestracyjnego
Wobec takich sukcesów, działanie firmy zawieszono na tydzień, dając czas na uzupełnienie braków.

Po tygodniu ruszyli!
Od wejścia pełną parą.
Opóźnienia w przewozach z oddziałów sięgały czterech i więcej godzin.
Apogeum osiągnęli wczoraj.

Na oddziale ratunkowym czekał na przewóz pacjent w ciężkim stanie. Zaintubowany, maszyna oddycha za niego. Miejsce w Oddziale Intensywnej terapii czekało w sąsiednim szpitalu (nasz zapchany po sufit).
Panowie transporterzy stwierdzili, że najpierw przewiozą chodzącego gościa z innego oddziału do odległego o 70 kilometrów miasta wojewódzkiego, potem wrócą po tego naszego biedaka.
W sumie słusznie - ten nigdzie nie ucieknie...
Na transport czekaliśmy ponad pięć godzin.
Przez ten czas chory blokował miejsce w oddziale ratunkowym. Przez ten czas zajęto uzgodnione miejsce po sąsiedzku.
Człowiek musiał zostać przewieziony w drugi koniec województwa.
Musieliśmy przepraszać rodzinę, która szukała dziadka zupełnie w innym miejscu.

Wnioski pana przewoźnika?
Zażądał, żeby on sam rejestrował sobie zlecenia ratunkowe...
Bo wtedy można wpisać dowolną godzinę zgłoszenia transportu. I dopisać sobie parę wezwań. I nikt się nie będzie czepiał...
Żądania odbiłem w locie.
I - dla dobra pacjentów - zrobię wszystko, żeby wróciła poprzednia załoga.
Jednak tanio i dobrze się nie da...

słuzba_zdrowia

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 282 (290)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…