Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#76374

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znowu czyjaś historia mi coś przypomniała: #76218

Parę miesięcy temu jechałam do pracy autobusem. Ilość ludzi przeciętna, miejsca siedzące pozajmowane, kilka osób stało. Siedział sobie też pewien Pan z dużą torbą podróżną - ubrany bardzo przeciętnie, człowiek w średnim wieku. Zasnął sobie na siedzeniu od przejścia i przy każdej nierówności drogi, kiwał się we wszystkie strony, aż na większym zakręcie spadł z krzesełka. Nie tyle spadł - jeb*ął srogo. Przy tym walnął głową w taki jakby schodek, który prowadzi na wyższe siedzenia - i to w samiutki kant okuty jakimś metalem.

Ludzie siedzący: wzrok w okno. Chodźcie wszyscy, jakie cudowne widoki! Te ulice, te budynki!
Ludzie stojący: odsunąć się jak najdalej, ja nic nie widziałem!

Podeszłam do Pana i próbowałam uzyskać kontakt - jakiś był, ale głównie bełkot. Chciałam pomóc mu wstać, ale nie mógł się ruszyć. W głowie panika - próbować dalej? Dzwonić po pogotowie? Biec do kierowcy?

Jakieś 20 sekund później, autobus zatrzymał się na przystanku. Wsiada stara raszpla (sorry, inaczej nie umiem) i drze się na mnie z miejsca, że dlaczego jeszcze po pogotowie nie zadzwoniłam? Dlaczego ja nic nie robię? Człowiek leży! (i tak jeszcze chwilę w tym tonie, młodzież niewychowana), mówię więc - niech Pani powie kierowcy, że ma czekać na pogotowie, ja zostanę z tym panem i dzwonię.

112 - dzwonię, opisuję, mają przyjechać. Szpital właściwie 5 minut drogi od miejsca zdarzenia, więc naiwnie myślałam, że będą szybko, bo facet dalej nie może wstać. Umówiliśmy się z kierowcą, że zaczeka na karetkę na przystanku X. Dojeżdżamy więc do tego przystanku, a kierowca... Odjeżdża :)
- Co pan robi, miał pan czekać na karetkę?!
- Dobra tam, będę miał opóźnienie. (!)

Nie zdążyłam się jeszcze rozłączyć z dyspozytorem, więc podaję kierowcy telefon. Coś tam pogadali, kierowca ma czekać na przystanku Y.

W międzyczasie wśród pasażerów.
Wszyscy przejęci. Nikt nic jednak nie robi, oprócz jednej dziewczyny, która w czasie mojego dzwonienia na 112 i ochrzaniania kierowcy, utrzymywała kontakt z facetem.

Ktoś jednak zauważył, że pan... Może być pijany.
Reakcja? "Łee... To on pijany przecież, pff."
Odzywa się stara raszpla, jedyna wychowana wśród niewychowanych: "AAAA, TO ON PIJANY! A TO NIECH PAN JEDZIE!". Zatkało mnie. A raszpla zwraca się do pasażerki obok i tłumaczy: "Bo wie pani. Ja chciałam dzwonić po pogotowie, bo myślałam, że on trzeźwy".
Ogólnie ludzie w autobusie zaczęli się buntować, że przeze mnie pospóźniają się do pracy. Kierowca autobusu również. Musiałam dorosłym ludziom tłumaczyć, że strzał kantem twardego metalu z impetem w głowę może nie być zwykłym "kuku" i "żula" też zaboli. Na nic to, wszyscy wku*wieni na mnie.

Po jakichś 3 minutach postoju, z tyłu podjechał drugi autobus tej samej linii. Wszyscy się przesiedli (no, to się pospóźniacie dopiero). Zostałam ja i ta jedna dziewczyna. Pana udało się posadzić i nawiązać z nim sensowny kontakt. Okazało się, że owszem - Pan wypił, ale niewiele. Nie był żadnym degeneratem, menelem. A mimo to został osądzony.

Piekielność #2: karetka przyjechała po prawie 20 minutach.

autobus komunikacja_miejska

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 189 (207)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…