Historia o problemach z komunikacją.
W wakacje w zeszłym roku od współlokatora (jak to studenci, wynajmujemy mieszkanie), że przyszedł do nas sąsiad z piętra niżej w asyście wkurzonej pani z administracji, która oznajmiła:
- Od dwóch miesięcy zalewacie mieszkanie poniżej, wyłączam wam wodę i macie natychmiast to naprawić. Już raz została wam odłączona, ale najwyraźniej to nie pomogło.
Napomknęła też coś o konsekwencjach. Winny okazał się prysznic, a raczej nieistniejąca uszczelka od brodzika. Szybko poinformowałem osobę odpowiadającą za mieszkanie. Następnego dnia przyszedł pan złota rączka i zasylikonował krawędzie brodzika. Problem natychmiast zniknął.
Teraz gdzie piekielność. Dowiedzieliśmy się, że zalewaliśmy sąsiada od dwóch miesięcy. Przez ten czas nie mieliśmy o tym bladego pojęcia, nikt się z nami nie skontaktował. Ponoć sąsiad próbował, ale ciężko mi uwierzyć, że przez cały ten czas ani razu nie udało mu się trafić na nas w mieszkaniu. Tym bardziej, że takie zacieki pojawiały się wtedy, kiedy ktoś wodę lał, a więc łatwo było wywnioskować, że wtedy ktoś mieszkaniu jest. Prysznic był używany i rano, i wieczorem, a czasem i w środku dnia, więc przy odrobinie chęci natrafienie na któregoś z nas nie powinno być problematyczne.
Druga rzecz, to odłączenie wody, o którym wspominała pani z administracji. Przez kilka dni miałem szczery ubaw, no bo przecież nikt u nas wody nie odłączył, więc pewnie zrobili to komuś innemu. A potem przyszło olśnienie. Faktycznie, gdy przyjechałem po którymś weekendzie do mieszkania, zorientowałem się, że w łazience nie ma wody. Zawory są zlokalizowane na zewnątrz w skrzyneczkach, do których praktycznie każdy ma dostęp. "Ktoś" po prostu przekręcił zawór. Pomyślałem, że zrobił to z jakiegoś powodu współlokator, który gdzieś wyjechał, więc zwyczajnie odkręciłem i o sprawie zapomniałem. Nikt przy tej okazji nie zostawił kartki, czy choćby listu w skrzynce o istniejącym problemie, tylko zwyczajnie wodę zakręcił. I domyśl się tu człowieku, że zakręcony zawór oznacza reprymendę ze strony administracji.
My, na szczęście, problemów nie mieliśmy, ale ktoś zapewnił sobie grzyba na ścianie i pewne malowanie łazienki (a może i więcej).
W wakacje w zeszłym roku od współlokatora (jak to studenci, wynajmujemy mieszkanie), że przyszedł do nas sąsiad z piętra niżej w asyście wkurzonej pani z administracji, która oznajmiła:
- Od dwóch miesięcy zalewacie mieszkanie poniżej, wyłączam wam wodę i macie natychmiast to naprawić. Już raz została wam odłączona, ale najwyraźniej to nie pomogło.
Napomknęła też coś o konsekwencjach. Winny okazał się prysznic, a raczej nieistniejąca uszczelka od brodzika. Szybko poinformowałem osobę odpowiadającą za mieszkanie. Następnego dnia przyszedł pan złota rączka i zasylikonował krawędzie brodzika. Problem natychmiast zniknął.
Teraz gdzie piekielność. Dowiedzieliśmy się, że zalewaliśmy sąsiada od dwóch miesięcy. Przez ten czas nie mieliśmy o tym bladego pojęcia, nikt się z nami nie skontaktował. Ponoć sąsiad próbował, ale ciężko mi uwierzyć, że przez cały ten czas ani razu nie udało mu się trafić na nas w mieszkaniu. Tym bardziej, że takie zacieki pojawiały się wtedy, kiedy ktoś wodę lał, a więc łatwo było wywnioskować, że wtedy ktoś mieszkaniu jest. Prysznic był używany i rano, i wieczorem, a czasem i w środku dnia, więc przy odrobinie chęci natrafienie na któregoś z nas nie powinno być problematyczne.
Druga rzecz, to odłączenie wody, o którym wspominała pani z administracji. Przez kilka dni miałem szczery ubaw, no bo przecież nikt u nas wody nie odłączył, więc pewnie zrobili to komuś innemu. A potem przyszło olśnienie. Faktycznie, gdy przyjechałem po którymś weekendzie do mieszkania, zorientowałem się, że w łazience nie ma wody. Zawory są zlokalizowane na zewnątrz w skrzyneczkach, do których praktycznie każdy ma dostęp. "Ktoś" po prostu przekręcił zawór. Pomyślałem, że zrobił to z jakiegoś powodu współlokator, który gdzieś wyjechał, więc zwyczajnie odkręciłem i o sprawie zapomniałem. Nikt przy tej okazji nie zostawił kartki, czy choćby listu w skrzynce o istniejącym problemie, tylko zwyczajnie wodę zakręcił. I domyśl się tu człowieku, że zakręcony zawór oznacza reprymendę ze strony administracji.
My, na szczęście, problemów nie mieliśmy, ale ktoś zapewnił sobie grzyba na ścianie i pewne malowanie łazienki (a może i więcej).
życie w mrówkowcu
Ocena:
260
(272)
Komentarze