Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#77137

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Bezmyślność rodziców - temat rzeka.

Wyjazdy na kolonie i obozy nieodłącznie wiążą się z uzupełnieniem karty dziecka. W karcie tej jest miejsce na opisanie stanu zdrowia dziecka, najważniejsze - czy na coś choruje, czy ma alergię (na co) i jakie leki przyjmuje.

Karta, kartą - rodzice często nie wpisują nic z roztargnienia lub nie sądzili, że to ważne. Równie często, bo wtedy dziecko by nie zostało przyjęte.

Z doświadczenia zawsze zanim "przejmę" dzieciaki od rodziców, Trzykrotnie pytam - czy wszystko jest w kartach, czy o czymś nie zapomnieli, czy dzieci mają przy sobie jakieś leki.

Tak się złożyło, że w ubiegłe wakacje byłam wychowawcą "polskich" dzieci mieszkających w Niemczech. Nie odbierałam dzieci od rodziców, a przyjechałam prosto na miejsce obozu.

Grupy przydzielone, zapoznaję się z moimi dzieciaczkami grupa 6-8 lat. Po przeglądnięciu kart - wiem wszystko:
- Ania, Kasia, Kacper przynieście wasze leki, Grześ twoje mama dała kierownikowi transportu, już je mam u siebie.

Standardowa formułka:
- Czy ktoś z was ma jeszcze ze sobą jakieś leki, tabletki np. przeciwbólowe?
- Nie.
- Na pewno?
- Na pewno.
- Nikt, nic?
- Nie proszę pani.

Oczywiście na drugi dzień, gdy byłam w pokoju chłopców, zobaczyłam przy łóżku jednego z nich syrop:
- Mama dała, jakby mnie brzuszek bolał.
- No ale czemu nie oddałeś jak się pytałam o leki?
- Zapomniałem.

Dnia 2, 3 powtórka z rozrywki "Czy macie jeszcze przy sobie jakieś leki, tabletki, syropki czy cokolwiek innego?".
Jednogłośnie zaprzeczenie. Ok, sprawę uznaję za zamkniętą.

Dnia 4 Franiu zgubił portfel. No to szukamy razem z Franiem portfela w jego rzeczach. Nagle spośród rzeczy, wypada papierowa torebka/koperta, trochę była już rozdarta, więc mogłam zauważyć zawartość, która przypominała opakowanie od lekarstwa.
- Franiu co to jest? - Franio wzrusza ramionami - Nie wiem.
Ok, to patrzę do środka, jak byk leki. Nazwa mi nic nie mówi, więc otwieram aby wyciągnąć ulotkę, a z ulotką wypada strzykawka jak się okazało z adrenaliną.

Rozrywam całkiem papierową torebkę, w środku drugie opakowanie leku i list. A w liście kochana mamusia pisze, że to adrenalina dla Frania, bo Franiu jest uczulony na wszystkie orzechy, sezam i jajka. Reakcja alergiczna jest na tyle ostra, że bez adrenaliny ani rusz.

Myślę sobie, niemożliwe abym coś takiego przegapiła w karcie. Idę do kierownika, chcę kartę dzieciaka, mówię mu co właśnie znalazłam. I pytam czy może przy autobusie mama Frania cokolwiek wspomniała, ano nie. W karcie również przy podpunkcie alergie: "brak".

No do cholery, co za głupia matka daje 6! latkowi adrenalinę i nie informuje wychowawców, że dziecko jest uczulone na coś, co praktycznie wszędzie można zjeść. Po prostu za cud uważam te 4 dni. Na szczęście dzieciak nie pamiętał aby o tym wspomnieć, ale chociaż pamiętał czego nie jeść.

Telefon do matki - co jak, dlaczego. W skrócie:
- A bo wie pani, zapomniałam, jakoś tak wyszło.
- Chce pani uśmiercić dziecko, proszę to zrobić osobiście, a nie wrabiać osoby trzecie.

Ochłonęłam, wracam do Frania:
- Franiu, jesteś uczulony tak?
- No tak.
- I mamusia dała Ci leki.
- No tak, jak coś zjem i zacznę się dusić to trzeba mi zrobić zastrzyk.
- A jak się pytałam o leki, to czemu nic nie powiedziałeś?
- Bo to nie syropek ani tabletki.

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 516 (520)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…