Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#77348

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ta historia jest tak absurdalna, że obawiam się, że nikt nie uwierzy.

Przedwczoraj. Wyszłam z psem po chłopaka na autobus, po drodze z przystanku zaszliśmy do osiedlowego marketu. Chłopak poszedł po zakupy, a ja sobie krążyłam z psem pomiędzy blokami. Co jakiś czas podchodziłam pod sklep i zaglądałam, ile jeszcze mu tam w środku zejdzie, żeby zaplanować trasę następnego okrążenia. Kiedy któryś już raz zatrzymałam się, żeby zajrzeć w okno, zaobserwowałam taką scenkę:

Dwóch z grupy czterech chłopców, w wieku tak na oko 10-14 lat próbuje wspiąć się na wiatę, pod którą stoją wózki sklepowe. Podciągają się po zewnętrznej stronie, ale za wysoko, nie dają rady. Próbują więc innej metody - włażą na wózki (rozjeżdżające się im pod nogami) i z wózków atakują dach. Pozostała dwójka dopinguje.

Przyznam, że zagapiłam się na nich, zastanawiając się, w jaki sposób im zwrócić uwagę tak, żeby nie skończyło się na pyskówce albo skopaniu mojego psa. Jeden z nich zauważył moje spojrzenie i tu się zaczyna absurd. Żadnego "co się gapisz?" tylko kulturalnie: "Dzień dobry. Można?".

Może wyglądam na strażniczkę wiaty i dlatego mnie pytał o zgodę, nie wiem. W każdym razie tak mnie to zaskoczyło, że bez zastanowienia wypaliłam "A mi wszystko jedno, ja tylko czekam aż któryś z was spadnie, bo lubię patrzeć na krew."

Chłopcy osłupieli, zapadła chwilowa cisza, a ja stwierdziłam, że jak teraz wybuchnę śmiechem, to zepsuję cały efekt, więc pospiesznie oddaliłam się na rundkę wokół sklepu, żeby z tyłu wyśmiać się do woli. Jak wróciłam już ich nie było, nie wiem czy przegnała ich wizja własnej krwi na chodniku, czy też obawa, że wrócę z nożem, żeby szybciej posokę zobaczyć ;)

Uwaga, to nie koniec.

Wczoraj. Wyszłam z psem na spacer. Było po osiemnastej, więc już ciemniej niż jaśniej. Zbliżając się do budynku na skraju osiedla (jakaś rozdzielnia elektryczna chyba, wielkości garażu czy szopy), zauważyłam jakieś postacie... na dachu. Zanim zdążyłam podejść na tyle blisko, by dokładnie się przyjrzeć i zanim mój mózg zdążył skojarzyć to z sytuacją z dnia poprzedniego, z dachu doleciał mnie chórek czterech jakoś tak znajomych głosów: "Dzień dobry!". Cóż, odpowiedziałam grzecznie "dzień dobry", po czym dusząc się ze śmiechu poszłam w swoją stronę.

na dachu

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 208 (266)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…