Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#77615

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Napisałam dzisiaj dwie skargi. Pierwszą na prowadzącą zajęcia. Drugą na reakcję osoby, która przyjmowała pierwszą.

Zajęcia mamy w salce wielkości komórki na miotły (na oko 4 x 4 m) – katedra mieści się w malutkim pawiloniku, w pomieszczeniach siedzimy sobie praktycznie na plecach, z ledwością wystarczyło miejsca na krzesła i stoły – a i tak stół prowadzącego zajęcia, to jednocześnie stół studentów.

Prowadząca przychodzi, czuć ją olejkiem eukaliptusowym z kilkunastu metrów, oczy czerwone i załzawione, nos spuchnięty – i zaczyna od wychrypienia, że ma grypę, więc będziemy pracować powoli.
Mamy z nią spędzić 3 godziny zamknięci w bardzo małej przestrzeni.

Wstałam, powiedziałam, że współczuję stanu, ale wychodzę, bo nie chcę się zarazić. Usłyszałam, że mam siedzieć, a jak wyjdę, to nie zaliczę zajęć. 10 minut negocjacji – wyszłam. Z nieusprawiedliwioną nieobecnością.

Poszłam do sekretariatu katedry, wzięłam kartkę papieru i wysmarowałam skargę, że prowadząca jest chodzącym zagrożeniem infekcyjnym, zmusza mnie do ekspozycji na wirusa, a ja z jej ćwiczeń miałam iść na oddział, na zajęcia kliniczne. Przy oddawaniu skargi i żądaniu poświadczenia przyjęcia na kopii, dowiedziałam się od sekretarki, że mi się naprawdę w życiu nudzi i za chwilę kark mi pęknie od zadzierania nosa.

Napisałam więc drugą skargę – "komentowanie mojego życia i jego rozrywek, nie mieści się w moim rozumieniu pracy sekretarki".

Zastanawia mnie jedno. Przez te wszystkie lata na studiach ani razu nie dostałam opieprzu za łamanie procedur bezpieczeństwa albo brak staranności. Zawsze zbierałam po głowie za zwracanie na to uwagi innym. A teraz słucham tych wszystkich narzekań, że wszędzie bylejakość, nikt nikogo nie traktuje poważnie i wszyscy olewają wszystko. Hipokryzja wiecznie żywa.

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 322 (350)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…