Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#77666

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Musiałam coś załatwić w niewielkiej miejscowości, niedaleko której mieszkają moi rodzice. Jest to raczej miasteczko. W samym jego centrum znajduje się kościółek. Nie mogłam pójść pieszo, ze względu na bardzo zaawansowaną ciążę - po kilku metrach krzyż dosłownie "wchodził w tyłek", a ja musiałam usiąść. Kościółek nie ma parkingu od "głównej" drogi, więc jeśli chce się do niego dojechać autem, trzeba przejechać około kilometra wąską drogą. O tej wąskiej drodze dzisiaj będzie.

Droga jest wąska, ale z powodzeniem zmieszczą się na niej dwa auta. Problem pojawia się w momencie, kiedy samochody zaczynają wzdłuż tej drogi parkować. Nie ma takiego zakazu, więc jak się domyślacie - wzdłuż drogi, jednym kołem na chodniku, sznur aut. Na przeciwko kościoła, znajduje się cmentarz z niewielkim parkingiem. Jest więc szansa, żeby przeczekać jadący z przeciwka samochód.

Musiałam się dostać na koniec tej drogi, jednak na moje nieszczęście, trafiłam akurat w porze pogrzebu. Cmentarny parking zawalony, z mojej strony nie ma szansy "puścić" drugie auto.
Jadę, z przeciwka jedzie inne auto. Widzę, że ma miejsce, żeby zjechać. Ja go nie mam - za mną sznurek innych aut. Zatrzymałam się, aby dać szansę cofnięcia jegomościowi z przeciwka, a tym samym, przepuszczenia nas. Nie było fizycznie możliwości, żeby ludzie jadący w tym samym kierunku co ja mu ustąpili. Po prostu nie było gdzie. On za to jeden i przy lekkim cofnięciu, zrobi miejsce.

Co robi facet? Zatrzymuje się tuż przed moją maską i... wyłącza silnik.

Nie powiem, mam karpika do podłogi. Pokazuję panu na migi, żeby cofnął, bo chcemy jechać. Pan w ogóle nie patrzy, używam więc klaksonu. Zero reakcji. Przez moment myślałam nawet, że głuchy. Pan wyciąga parasolkę, wypuszcza małżonkę. Mój mąż wkurzony na maksa, wychodzi do faceta, inne auta za nami trąbią.
Mąż pyta, dlaczego pan starszy wyłączył auto, skoro widzi, słyszy klaksony, chcemy przejechać.
Odpowiedź pana dosłownie ścinająca z nóg. On wyłączył auto i "zaparkował" bo my stoimy.

No stoimy, bo jechać się nie da, mąż tłumaczy. Pan opornie kiwa głową, nie przekonują go nasze racje. No bo przecież - jak on ma jechać, skoro my stoimy!
Cofanie dla pana było najwyraźniej pojęciem abstrakcyjnym.
Ludzie trąbią a pan... zbiera się do odejścia, bo jemu się spieszy na pogrzeb.

Widzę że za mną stoi bmw, w środku "karczki". Wysiadają, zaglądają mi przez szybę. Myślę, będzie się działo. Ale mimo mojego stresu, panowie idą wprost do pana kierowcy.
Mój mąż nie potrafił powtórzyć, co panowie powiedzieli mistrzowi parkowania, ale okazało się, że umiał cofać i zrobił to bardzo sprawnie.
Ten sam karczek, który zaglądał mi przez szybę wracając, zapukał i pomachał, uśmiechając się.

Dla smaczku dodam, że "pan starszy" nie był typowym "kapelusznikiem", ale mężczyzną w wieku około 60 lat.

wąska droga

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 227 (243)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…