Podrzucanie zwierząt to temat rzeka. A co powiecie na podrzucanie zwierząt ale jawne? :D
2 tygodnie temu odezwała się nasza dawna znajoma. Czeka ją wyjazd, ma generalnie zamieszanie w mieszkaniu i prosi o "przechowanie" kota na tydzień. Problemu większego nie widzieliśmy, kotka przesympatyczna, my mamy 2 koty - co prawda trochę młodsze, ale bardzo "kontaktowe".
Kotka przywieziona, torba z karmą i zabawkami również, dogaduje się z naszymi. Bajka!
Nadszedł termin odbioru, czekamy o umówionej wcześniej godzinie, czekamy, czekamy, nikt nie przyjechał. No trudno, może coś wypadło, może nie dała rady. Łapię więc za telefon i dzwonię.
Rozmowa wyglądała mniej-więcej w ten sposób:
[j]a
[z]najoma
[j] - Hej, kiedy odbierasz kotkę?
[z] - Wiesz no... Bo ja nie mogę teraz, w połowie kwietnia po nią może przyjadę.
[j] - Żartujesz sobie?
[z] - Nie no... Bo ona się dogaduje z waszymi kotami, a (rozłączyła się).
Mąż rozmowę słyszał, oboje pozbieraliśmy szczęki z podłogi i zaczęliśmy zastanawiać się co z "podrzutkiem" zrobić. Próbowaliśmy ponownie dodzwonić się do "zatroskanej losem kota" właścicielki, ale telefon nie odpowiadał.
Minął kolejny tydzień. Koty się bawią, konfliktów nie ma, my w sumie już się przyzwyczailiśmy do trzech łobuzów w domu.
Jak właścicielka się "obudzi", to nie wiem czy oddamy jej kotkę, w sumie to została porzucona.
Co o tym myślicie? Udawać, że uciekła? :D
2 tygodnie temu odezwała się nasza dawna znajoma. Czeka ją wyjazd, ma generalnie zamieszanie w mieszkaniu i prosi o "przechowanie" kota na tydzień. Problemu większego nie widzieliśmy, kotka przesympatyczna, my mamy 2 koty - co prawda trochę młodsze, ale bardzo "kontaktowe".
Kotka przywieziona, torba z karmą i zabawkami również, dogaduje się z naszymi. Bajka!
Nadszedł termin odbioru, czekamy o umówionej wcześniej godzinie, czekamy, czekamy, nikt nie przyjechał. No trudno, może coś wypadło, może nie dała rady. Łapię więc za telefon i dzwonię.
Rozmowa wyglądała mniej-więcej w ten sposób:
[j]a
[z]najoma
[j] - Hej, kiedy odbierasz kotkę?
[z] - Wiesz no... Bo ja nie mogę teraz, w połowie kwietnia po nią może przyjadę.
[j] - Żartujesz sobie?
[z] - Nie no... Bo ona się dogaduje z waszymi kotami, a (rozłączyła się).
Mąż rozmowę słyszał, oboje pozbieraliśmy szczęki z podłogi i zaczęliśmy zastanawiać się co z "podrzutkiem" zrobić. Próbowaliśmy ponownie dodzwonić się do "zatroskanej losem kota" właścicielki, ale telefon nie odpowiadał.
Minął kolejny tydzień. Koty się bawią, konfliktów nie ma, my w sumie już się przyzwyczailiśmy do trzech łobuzów w domu.
Jak właścicielka się "obudzi", to nie wiem czy oddamy jej kotkę, w sumie to została porzucona.
Co o tym myślicie? Udawać, że uciekła? :D
w-wa
Ocena:
203
(213)
Komentarze