Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#77749

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Bycie studentem to ciekawe doświadczenie determinujące wiele rozmaitych sytuacji ;)

Historia przydarzyła mi się na samym końcu mojej studenckiej ścieżki, mianowicie w dniu składania pracy magisterskiej do dziekanatu. Jednak to nie dziekanat okazał się piekielny. Wraz z pracą dyplomową i indeksem należało złożyć obiegówkę, czyli świstek potwierdzający, że nie mam żadnych zobowiązań wobec uczelni, jak np. zamknięcie konta bibliotecznego, poprzedzone oddaniem wszystkich książek. Jednak jak się okazało, muszę mieć także poświadczone, że nie zalegam z niczym względem uczelnianych akademików. Co w tym dziwnego? Nigdy nie mieszkałam w akademiku, w odwiedzinach u znajomych z akademików byłam może 3 razy podczas tych 5 lat. Nie pochodzę z miasta, w którym studiowałam, dlatego początkowo wynajmowałam tu mieszkanie, a później przeniosłam się do własnego.

No nic, jak trzeba to trzeba, tuptam do Działu spraw studenckich, żeby załatwić pieczątki, przedstawiam Pani za biurkiem całą sprawę, a ona prosi mnie o dowód osobisty.
[J] - ja, [P] - Pani.

[J] - A dlaczego do tego potrzebny jest dowód?
[P] - Muszę sprawdzić czy na pewno Pani mieszka we Wrocławiu, żeby mieć pewność, że nie korzystała Pani z akademików.

Myślę sobie: "Ha, będzie wesoło". Pomijam fakt, że na dowodzie można mieć adres X, a mieszkać w miejscu Y, lub na upartego rodowity wrocławianin z różnych przyczyn też może mieszkać w akademiku zamiast w domu rodzinnym. A najbardziej oczywiste - sprawdzenie w systemie, czy kiedykolwiek byłam zarejestrowana w którymkolwiek z akademików - okazało się niemożliwe technicznie (???).
No ok, podaję dowód, świadoma, że zaraz się zacznie :)

[P] - Ale co mi tu Pani daje, to nie jest dowód.
[J] - Ależ jest. Podpisany u góry, z nazwą kraju, orzełkiem i zdjęciem...
[P] - Ale tak dowód nie wygląda!
[J] - Wygląda. Od tego roku nowe dowody mają nowy wzór.

Wyjaśnienie: zmieniłam stan cywilny na kilka miesięcy przed obroną, w związku z tym wymieniłam dowód osobisty i załapałam się już na jego nową szatę graficzną. Oprócz grafiki zmieniła się jeszcze jedna rzecz, o niej niżej... ;)

[P] - Nowy wzór? Ależ cudują, no dobrze... Ale zaraz! Tu nie ma adresu!

Na to czekałam;)

[J] - No nie ma. Taki urok nowych dowodów.
[P] - To skąd ja mam wiedzieć, że mieszka Pani we Wrocławiu?
[J] - Może mi Pani uwierzyć, mamy końcówkę roku akademickiego, Pani ma pewnie dużo pracy, mnie też zależy, aby skupić się na egzaminie magisterskim i nie ma żadnych przesłanek wskazujących na to, że mogłabym być coś winna któremuś akademikowi...
[P] - Ale nie mam pewności, czy nie jest Pani winna. A jak nie oddała Pani pościeli?

Ulala, tutaj mnie troszkę zatkało, co jak co, ale jakbym już miała mieszkać w akademiku, to pościel przywiozłabym sobie swoją, podziękowałabym za taką używaną przez wcześniejsze roczniki studentów :)

[J] - Bardzo Panią proszę...
[P] - Ale ja nie wiem, ja nie wiem! Tu nie ma adresu! Czemu mi Pani daje dowód bez adresu?!
[J] - Z tym to już trzeba się do ministerstwa zwrócić, ja sobie dowodu nie drukowałam...

Nie wygrałam tej batalii, Pani kazała mi udać się do każdego akademika mojej uczelni i zdobyć pieczątki potwierdzające, że z niczym tam nie zalegam. Nie wiedziałam nawet, gdzie wszystkie akademiki się znajdują O.o. Chwała za bilet studencki na wszystkie linie komunikacji miejskiej, z nawigacją ogarnęłam jakoś wszystkie miejscówki, została mi ostatnia. Zbieranie pieczątek na szczęście szło sprawnie, na portierni Panie w okienkach od razu je przybijały - rzecz jasna bez sprawdzenia kim jestem i czy faktycznie mogłam coś zabrać i nie oddać z akademika :D

W ostatnim akademiku nie było odpowiedniej Pani w okienku, inna Pani kazała mi poczekać. Czekam... 10 min, 20 min, pół godziny... Zaczęłam się dopytywać, kiedy ta właściwa Pani wróci.
"Za chwilę" uzyskałam w odpowiedzi.
Po 45 minutach "niewłaściwa" Pani w końcu stwierdziła:
"A wie Pani co, Pani da tą obiegówkę, jednak ja ją Pani podbiję" - no klękajcie narody, 45 minut spędziłam robiąc nic.

Łącznie zbieranie pieczątek zajęło mi 4 godziny, ledwo zdążyłam przed zamknięciem dziekanatu, ale udało się :)
Jak przez cały tok studiów moja uczelnia nie dała mi powodów do narzekań na sprawy organizacyjne, tak na koniec pożegnała się ze mną piekielnie :)

dział spraw studenckich

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 273 (293)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…