Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#77922

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój starszy brat wrócił na święta do domu. Studiuje, a z racji, że z domu rodzinnego ma ponad 400 km na uczelnię, pomieszkuje w akademiku.

Wczoraj, przy świątecznym obiedzie, zacząłem go z ciekawości wypytywać, czy dzieje, bądź działo coś ciekawego w ostatnim czasie właśnie w jego tymczasowym miejscu zamieszkania. Po fakcie zorientowałem się, że tego pytania lepiej było nie zadawać, by nie zepsuć spokojnej atmosfery.

W kwestii wyjaśnienia, mieszka w dwuosobowym pokoju, ma dzielone coś na wzór ganku z sąsiednią trójką. Obok jest łazienka, a za nią drugi identyczny skład z dwoma pokojami na 5 osób. Więc łazienka przypada na 10 osób. Wiedział na co się pisze, ale nie spodziewał się, że piekielności pojawią się nie tyle ze strony organizacji i dogadania się, co samej ludzkiej mentalności.

Wypiszę wam sytuacje, które przydarzyły się od początku marca, czyli momentu, gdy się do akademika przeprowadził (studia II stopnia).

1. W pierwszym tygodniu jakiś delikwent próbował mu zakosić buty z ganku. Po prostu, wszedł jak gdyby nigdy nic, obejrzał i wziął. Ale przydybał go na tym jakiś sąsiad z piętra, więc na szczęście buty nie zmieniły właściciela.

2. Przez pierwsze 3 tygodnie, ktoś ze 4 razy zakosił im żarówkę z ganku. Przydzielane są one przez konserwatora, jeśli zgłosi mu się jej brak, bądź gdy jest spalona. Brat ze współlokatorem mieli sobie kupić swoją, bo ponoć dość często się palą, ale jak zobaczyli, że wcześniej ktoś ją zdąży zakosić, odpuścili. Od 2 miesięcy nie mają tam żarówki.

3. W akademiku kuchnie są wspólne, tzn jedna na piętro. Więc gdy chce się coś upichcić, trzeba wszystko przynieść z pokoju. Któregoś dnia, jego sąsiadce, jakiś "cwaniak" sprywatyzował patelnię z kolacją. Wyszła dosłownie na 15 sekund, bo potrzebowała coś zanieść do pokoju. Gdy wróciła, okazało się, że jej posiłku nie ma. Sam raczej nie uciekł. Patelnia wróciła następnego dnia. Wyglądała ponoć, jakby ją ktoś wyrzygał...

4. Jeśli już mowa o kuchni. Brat opowiadał, że średnio 2-3 razy na tydzień, słychać rano, jakby w kuchni urzędował rasowy budowlaniec, takie wiązanki lecą. Tak na prawdę to tylko sprzątaczka, która musi dzielnie walczyć z brudem, który mieszkańcy po sobie zostawiają. A jest z czym walczyć, bo jak to brat określił, w oborze jest czasami czyściej niż u nich w kuchni. Rozsypał się ryż/makaron/kasza/coś sypkiego? Podepczą, rozmiotą butem i zostawią. Rozlała się komuś woda, czy olej?

Tak samo. Co się robi z obierkami z ziemniaków? Wrzuca do zlewu, pomimo tego, że kosz stoi obok. Wykipi coś z garnka? Zostawiają zalaną kuchenkę. Kiedyś jeden z co odważniejszych, wygarnął sprzątaczce, że przecież za to jej płacą, żeby w kuchni było czysto. Co nie znaczy, że mają tam specjalnie robić burdel albo zachowywać się, jakby siedzieli w chlewie.

5. Jakiś debil postanowił dla żartu wezwać straż pożarną do bloku. Więc włączył alarm przeciwpożarowy na piętrze. Niestety, w bloku panuje taka zasada, że jeśli w ciągu 2 minut portiernia nie zadzwoni i nie odwoła alarmu, całe piętro zbiorowo płaci karę. Jakieś 6 tysięcy, na niecałe 40 osób. Brat na szczęście mieszka 2 piętra wyżej, ale i tak trzeba było przeprowadzić ewakuację całego bloku. Sprawcy niestety nie znaleziono.

To są najciekawsze przypadki. Takich jak choćby kradzież kosmetyków z łazienki, papieru z toalety! czy włączanie muzyki na full w środku nocy, bratu nie chciało się specjalnie komentować. Szuka za to jakiegoś innego lokum, bo poważnie zastanawia się nad wyprowadzką z akademika.

akademik

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 155 (199)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…