Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#77935

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie trochę o mojej pierwszej pracy. W sumie, po tylu latach, nie będzie to już może piekielne, tylko śmieszne. Ale wtedy - kiedy pełen zapału i sił chciałem zmieniać świat – wkurzało.

Pierwszą pracę po studiach podjąłem w fabryce samochodów na południowym zachodzie Polski. Produkowaliśmy popularne wówczas polskie samochody „robocze”, bazujące na podwoziu i zabudowie Poloneza.

Fabryka zarządzana była wówczas przez Koreańczyków, którzy kupując fabrykę na warszawskim Żeraniu, nieoczekiwanie stali się właścicielami także fabryki na obrzeżach Polski. Chyba sami byli tym faktem zdziwieni, bo nie za bardzo mieli kogo do nas wysłać, aby „dyrektorował”. Czasami odnosiłem wrażenie, że trafili do nas ludzie, którzy coś mocno przeskrobali w Warszawie i postanowiono się ich pozbyć (bez karnego wysyłania do Korei).

Dzisiaj będzie o jednym z nich. O panu Lee Piekielnym - zakładowym guru innowacji. Człowieku mocno zawiłym, którego działań nie rozumiała cała fabryka. Do jego obowiązków należało szukanie usprawnień i nowych, tańszych sposobów robienia tego, co do dotychczas. Czasami nawet w sposób rewolucyjny.

Pan Lee z regularnością zegara zlecał nam do realizacji swoje kolejne objawienia. Przeważnie zaczynało się od mowy podnoszącej na duchu na spotkaniu grup innowacyjnych. Mowy w stylu: „Wczoraj, siedząc na toalecie, myślałem o naszej wspólnej firmie. W też tak powinniście. I siedząc, wymyśliłem…" - i tu następowało opisanie nowego, cudownego pomysłu. Oto dwa z nich:

1) Pan Lee zauważył problem na dziale montażu. Pracownicy tegoż działu co jakiś czas dostawali zaopatrzenie z magazynu, przywożone „pociągiem”. „Pociąg” to był mały, elektryczny ciągnik z podczepionym sznurem wózków transportowych z bocznymi, dosyć wysokimi burtami. W magazynie (oddzielny budynek) pakowano na niego kartony z częściami, a na produkcji (300 metrów od magazynu) pracownicy poszczególnych stanowisk wyciągali je i odkładali na swoje podręczne regały.

Panu Lee przeszkadzało to, że z powodu dosyć wysokich burt pracownicy musieli dłużej o parę minut rozładowywać wózki. Nachylali się, sięgali przez burty w głąb - jednym słowem marnowali czas. Postanowił więc wdrożyć innowację: obniżyć burty i zmniejszyć koła wózków (dotychczasowe miały po 30 cm średnicy). Dyskutowaliśmy z nim, ale się uparł i nie chciał słuchać. Efekt? Wózki w trakcie drogi z magazynu na halę produkcyjną gubiły paczki (niższe burty) oraz wyczepiały się z „pociągu” na wybojach (mniejsze kółka). Po tygodniu wszystko wróciło do starej metody.

2) Pan Lee zobaczył kiedyś dostawę resorów piórowych. I go aż zatrzęsło, bo samochód który je przywiózł, był w 90% pusty. Resory piórowe to elementy znacznej wagi, ułożone 30-centymetrową warstwą na podłodze paki ciężarówki i tak powodowały, że ta prawie zdzierała opony o błotniki. Ale on widział tylko te 2 metry pustej przestrzeni pod plandeką.
Tak nim to wstrząsnęło, że myślał, myślał... i wymyślił.

Ta ciężarówka ma do nas wozić także coś innego, żeby takiej pustej paki nie miała. Protestowaliśmy, wskazywaliśmy, że tam już nic ze względu na obciążenie osi nie wejdzie. Ale on się nie poddał, on wymyślił: ciężarówka może zabierać piankowe profile foteli samochodowych. Lekkie, ale przestrzennie spore, w sam raz żeby zapchać nimi pakę.

Genialne, nieprawdaż? Kłopot w tym, że dostawca resorów znajdował się daleko od dostawcy profili foteli. I nijak się nie opłacało kazać mu jeździć przez pół Polski po dodatkowy towar. Ale pan Lee był uparty. Utworzył łańcuch dostaw. Wynajął w Warszawie magazyn, w fabryce na Żeraniu. Wszyscy dostawcy z północnej i centralnej Polski mieli tam dostarczać towar, a ten potem – już przepakowany - jechał do nas na południe. i wszystko byłoby super, gdyby nie koszty: wynajęcia magazynu, dodatkowych pracowników, przepakowywania towaru, dodatkowych samochodów. Koszty zabiły tę innowację po półrocznym rozliczeniu...

Pomysłów pan Lee miał znacznie więcej. Długo kombinowaliśmy, skąd on je bierze – tak były oderwane od naszej zakładowej rzeczywistości. Aż dowiedzieliśmy się. Kiedyś pan Lee zostawił na swoim biurku książeczkę, pięknie wydaną po koreańsku. Z tych ich szlaczków nic nie zrozumieliśmy, ale na zdjęciach zobaczyliśmy wszystkie chybione pomysły naszego guru innowacji.

Książka opisywała innowacyjne działania w nowej fabryce samochodów w Korei... A nasz geniusz innowacji - strona po stronie – wdrażał je w naszym zakładzie. Nie patrząc na kompletnie różną specyfikę tych dwóch zakładów...

fabryka chybione_innowacje produkcja_samochodów

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 213 (225)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…