Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#77952

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wiele już było opowieści o matkach roku, dorzucę swoją.

Na wstępie napiszę, że jestem aktualnie w 33 tygodniu ciąży, a więc brzuszek już od dłuższego czasu jest mocno widoczny, co jest ważne dla dalszej części historii. Drugą, nie mniej ważną rzeczą jest fakt, iż nie wykorzystuję swojego stanu do żądania przepuszczenia w kolejce (nawet w Rossmannie jest mi głupio, jak kasjerki mnie przyuważą i wołają na początek). Czuję się dobrze. A jak się czuję źle, to nie wychodzę na zakupy.

Otóż, wybrałam się pewnego dnia do Lidla na małe zakupy, ot raptem mleko, banany i piwo oraz oliwki dla męża. Otwarta jedna kasa, ja na końcu, a kolejka ogromna, ale nie reaguję, bo wiem, że bardzo sprawnie to wszystko tu działa, za chwilę na pewno usłyszę: "Szanowni klienci, za chwilę otworzymy dla państwa kasę nr 3".

Komunikat poszedł, więc się ustawiłam jako pierwsza w nowej kolejce. Za mną już konkretne zakupy innych ludzi, a tu nagle słyszę ze starej kolejki: "Ja z wózkiem!". Pierwsze, co pomyślałam, to, że przecież w tym sklepie, to każdy praktycznie z wózkiem i o co babie chodzi (ach, ta ciążowa naiwność i problem w łączeniu faktów), ale po zlokalizowaniu głosu, okazało się, że należał on do kobiety z wózkiem, ale dziecięcym plus do tego jeszcze pięciolatka u boku.

Rozumiem, że babce łatwo z takim balastem nie było, ale po szybkim ogarnięciu scenografii, jaką był fakt, iż Matka Roku (wait for it) była druga w starej kolejce, miała podobną ilość zakupów do moich, a przed nią był chłopak z bodaj drożdżówką i jakimś piciem i to już kasowany, uprzejmie odparłam, że ja jestem w ciąży. Pani to jednak nie zraziło i odkrzyknęła, że w takim razie ona za mną i zaczęła się przepychać. Najpierw przez starą kolejkę, a potem przez nową (przypominam, że obie kolejki były już dość duże, a kobieta parła do przodu z siłą godną Rudego 102 z głębokim wózkiem i pacholęciem w wieku przedszkolnym). Mnie w międzyczasie kasjerka zaczęła już kasować, a za plecami słyszę syki, jęki i jeden zrezygnowany głos: "No jak już pani musi, to niech pani idzie...".

I doszła do mnie, ja już powoli płacę, a ona jadowitym głosem pod nosem: "Ciąża to nie choroba, a mi się dziecko zagrzeje".

I tu tłumaczę puentę: Owszem, ciąża to nie choroba, jak wspomniałam czuję się dobrze, ale 1) skąd ona to może wiedzieć?; 2) parę miesięcy temu była w identycznej do mojej sytuacji, ale widać poród kasuje pamięć i wreszcie 3) dziecko, które miało jej się zagrzać miało około 6 miesięcy i ubrane było w piękny różowy zimowy i dodatkowo ocieplany kombinezonik oraz czapkę i szalik.

Dlaczego na początku wspomniałam, że będzie to historia o Matce Roku? Bo był jeden z tych dni, kiedy wiosna budziła nasze zmysły, a na termometrze było 18 stopni. I nie, nie zaglądałam jej do wózka. Widziałam ją na sklepie, jak wyjmowała to biedne dziecko, bo płakało i tym samym jadowitym tonem, co do mnie, mówiła, że ma nie ryczeć.

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 252 (286)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…