Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#78060

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Miałam kilka lat temu "wielbiciela", chociaż bardziej pasowałoby określenie "śledzącego mnie psychola". Znajomy znajomych, z którym czasami widywałam się na wspólnych imprezach, stwierdził, że jestem dla niego idealna i koniecznie musi ze mną być. Kamil, bo tak mu na imię, okazał się być osobą niestabilną psychicznie i, jak później się dowiedziałam, wcześniej przez dobrych kilka miesięcy śledził swoją byłą. Ale historia nie będzie o nim, ale o reakcjach znajomych, kiedy dowiedzieli się, że sprawa została zgłoszona na policję, a potem skończyło się w sądzie.

Zaczęło się od niewinnego wypytywanie znajomych o mnie - kim jestem, co robię, co lubię. Ot, nic strasznego. Potem Kamil do mnie zaczął pisać, jednak szybko dałam mu do zrozumienia, że nie jestem zainteresowana. Zresztą wtedy byłam już od kilku lat z moim obecnym mężem, a on doskonale o tym wiedział. Próbował kontaktować się ze mną kilkukrotnie, ale za każdym razem szybko go zbywałam.

Następnym krokiem było "przypadkowe" wpadanie na mnie w sklepach. Tłumaczyłam sobie to tym, że zawsze jeżdżę o podobnych godzinach do tych samych sklepów, więc może się zdarzyć, że on właśnie np. wraca z pracy. Zaczęłam się niepokoić, całkiem słusznie, bo potem zaczęło być naprawdę dziwnie.

Dla lepszego zobrazowania sytuacji dodam, że dom mój położony jest w dużym ogrodzie, z tyłu znajduje się stary sad, wszystko oddalone od sąsiadów i głównej drogi. Jak to na wsi, w ogrodzie jest sporo różnych budynków - garaż, drewutnia, kurnik, koziarnia, wiata itp. Od zawsze miałam bardzo ustalony tryb dnia, a w tamtym czasie mój chłopak jeszcze pracował od 9 do 17.

Czasami, kiedy byłam w domu sama, miałam wrażenie, że ktoś chodził po ogrodzie, bo wydawało mi się, że kątem oka zauważałam jakiś ruch. Zawsze jednak tłumaczyłam sobie, że to może pies sąsiada, dzik albo pasące się w ogrodzie kozy. Z czasem zaczęłam też zauważać inne rzeczy. Mój chłopak z domu wychodził po 8, ja o 6. Wieczorem on o 20 zazwyczaj już jadł kolację i szykował się do snu, a ja często do 21 jeszcze kręciłam się, żeby nakarmić na noc zwierzęta i wszystko pozamykać - więc jeśli coś zostawiłam wieczorem, to rano powinno być na miejscu. Zdarzało się, że rano znajdowałam w koziarni zapalone światło, chociaż byłam pewna, że w nocy je zgasiłam. Czasami bramka była zamknięta tylko na jedną zasuwę, a nie dwie, albo wiaderko które wieczorem postawiłam do góry nogami, leżało gdzieś dalej przewrócone. Czasami kozy też darły się jak na obcego, ale często tak samo się odzywały na wiejskie psy. Streszczając - pewnego dnia zaspaliśmy z chłopakiem, z domu wynurzyliśmy się dopiero grubo po 9, a mój ukochany w drodze do samochodu przyłapał Kamila, kiedy to chodził on po naszym ogrodzie z aparatem fotograficznym w ręku. Potem okazało się, że przez kilka tygodni odwiedzał nas w ciągu dnia i w nocy, robił mi zdjęcia, filmy...

Część znajomych na taką wiadomość zareagowała szokiem i współczuciem, chociaż jak się okazało niektórzy dobrze wiedzieli, że czasami nieźle mu odbijało... Za to część, teraz już byłych znajomych, postanowiła zrobić ze mnie winną wszystkiego. Najczęstsze ich argumenty:

- To moja wina, bo nie zauważyłam wcześniej - oczywiście powinnam od razu, kiedy tylko Kamil pokazał, że jest mną zainteresowany, zacząć sprawdzać, czy mnie nie próbuje śledzić. Jest jak bowiem najbardziej normalny sposób postępowania w sytuacji, kiedy ktoś wpadł Ci w oko.

- Zmarnowałam mu życie - ten argument jest moim ulubionym ;) Biedny, na pewno potem przez długich kilka miesięcy nie mógł spać w nocy i miał stany lękowe, kiedy zostawał sam.

- To zupełnie moja wina, bo interesuję się męskimi rzeczami, mogłam się tak z tym nie panoszyć, to bym nie miała problemów - tak usłyszałam od dwóch koleżanek. Ma to związek z imprezą, na której się poznaliśmy. Nigdy jakoś szczególnie nie ukrywałam, że jestem fanką komiksów Marvela, lubię kino akcji, słucham cięższych brzmień (bo właśnie to według tych dziewczyn były to "męskie rzeczy"), ale też nigdy się z tym nie obnosiłam. Na imprezie, na której wpadłam mu w oko, śpiewaliśmy karaoke i chłopak namówił mnie, żebym zaśpiewała (a w moim wydaniu raczej zaskrzeczała) Toxicity grupy System Of A Down, bo cały album znam na pamięć. Według tych dziewczyn sama się pcham w męskie rzeczy, doskonale wiedziałam, że Kamil jest wielkim fanem zespołu (nie wiedziałam) i w ten sposób z nim świadomie filtrowałam. Krótko mówiąc - pchałam mu się w ramiona.

- Na pewno nie było tak jak mówię, tylko miałam z nim romans i nie chciałam, żeby mój chłopak się dowiedział - i właśnie dlatego namówiłam Kamila, żeby dał się przyłapać, a te wszystkie filmy i zdjęcia to specjalnie przygotowaliśmy razem.

- Mogłam się z nim umówić i na pewno sytuacja wyglądałaby inaczej, bo Kamil by się nie denerwował i nie dostałby obsesji na moim punkcie - oczywiście jako kobieta mam obowiązek umawiać się z każdym, kto wyrazi taką chęć, tylko żeby go nie denerwować.

Takie podejście byłych znajomych sprawiło, że naprawdę przez długi czas nie mogłam wyjść z szoku. Do dzisiaj w ich gronie mam łatkę tej złej i niedobrej.

piekielni znajomi

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 356 (376)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…