Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#78259

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj będzie o służbie zdrowia.

Kiedy mój synek miał pół roczku, pewnej niedzieli (zauważyliście, że małe dzieci najczęściej zaczynają chorować w weekend? To chyba takie prawo Murphy’ego dla rodziców) zabrałam się za poranne karmienie. Mały raźno gulga mleko aż furczy i nagle chlust! Wypite mleko wraca w tempie przyspieszonym. Umyłam i przebrałam siebie i potomka, zmieniłam pościel i dalej karmię. I znowu chlust! Oho, myślę sobie, coś jest nie w porządku tym bardziej, że rozrywka poszerzyła się o efekty specjalne do pieluszki.

Nie wiem, co zrobić. Łapię za telefon i dzwonię do przyjaciółki, która ma mamę pediatrę. Wyrok telefoniczny: wygląda, jak rotawirus, ale co by to nie było, natychmiast do szpitala, bo małe dziecko odwadnia się błyskawicznie! Pędzę na najbliższego szpitala dziecięcego na SOR. W szpitalu dowiaduję się, że nikt nie przyjmie mojego synka, bo w mojej dzielnicy działa tzw. Nocna i Świąteczna Pomoc Lekarska, czy jak to się tam nazywa.

Lecę tam. Pusto, przyjmuje nas pani doktor, wyglądająca jakby ją ściągnięto z późnej emerytury, ale nie w tym piekielność. Pani doktor lekceważąco macha ręką, eee pewnie coś zjadł niedobrego (?) wypisała receptę i wygoniła nas do domu. Obserwować. Nie pamiętam już nazwy tego leku, ale gdy receptę zobaczyła farmaceutka i dowiedziała się, dla kogo jest ten lek, to złapała się za głowę. Lek był dla dorosłych i dzieci powyżej 12-tego roku życia. Nie kupiłam. Pojechałam do domu i obserwuję. Z „obu końców” malucha dosłownie się wylewa. Nie wytrzymuję, zamawiam taksówkę i znów jadę na SOR zdecydowana przebić się szturmem.

Oczywiście znów próbowano mnie odesłać, ale tym razem zdesperowana zapowiedziałam, że nie wyjdę, póki dziecka nie obejrzy lekarz. Zostałam dopuszczona przed oblicze. Lekarz zbadał synka i w krzyk na mnie! Jestem nieodpowiedzialna! Dziecko odwodnione! Jak mogłam tyle czekać! Przecież to maluszek, one się błyskawicznie odwodniają! Natychmiast na oddział i kroplówka!

Powiem Wam szczerze, że nawet się nie broniłam, sił mi zabrakło. Posłusznie podreptałam na oddział, gdzie spędziliśmy tydzień. To, że mój „rotawirusiak” leżał w jednej sali z dzieckiem z zapaleniem oskrzeli i drugim – z zapaleniem płuc, już pomijam. Może nie mieli miejsc, czy coś.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 196 (238)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…