Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#78304

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sądziłam, że do czego jak do czego, ale do Autoryzowanej Stacji Obsługi pojazdów danej marki można mieć zaufanie. O Święta Naiwności!

Swego czasu zakupiłam wymarzony pojazd czterokołowy. Był kilkuletni, sprowadzany, typu „Niemiec płakał jak sprzedawał, kocem przykrywał i już dzwonił, że odkupi”. Było dla mnie rzeczą oczywistą, że do używanego auta będę musiała dołożyć – rozrząd, hamulce, elementy zawieszenia tzw „części zużywające się i wymagające okresowej wymiany”, wszystkie płyny itp.

Pojechałam zatem do ASO danej marki na kompleksowe sprawdzenie stanu autka. Od razu na dzień dobry wymiana oleju, to jasne. Ale nie taki! To zwykły jest! Tu mamy taki SPECJALNY, dedykowany przez producenta do TEGO silnika (jasne, stał na półce i czekał, aż kupię ten właśnie samochód) OK, niech będzie, 1 litr kosztował tyle, co 4 tego „zwykłego” ale OK.

Samochód obejrzany, lista elementów do wymiany sporządzona, ale co to! Tu się przewody „pocą”! (od razu mówię – nie znam się, opisuję tak, jak usłyszałam i zrozumiałam). Ajajaj, ale problem pani będzie miała, turbosprężarka pije olej! Zdziwiłam się, bo jako żywo nie słyszałam o turbosprężarce z otworem gębowym, którym może ona tenże olej pić, ale kto ją tam wie?

Nie miałam wcześniej diesla, silnik benzynowy jednak inaczej wygląda „z twarzy” a od zaplecza to mogę go oglądać nawet pod mikroskopem, bo się na tym nie znam. Z mądrą miną zatem pokontemplowałam wskazane mi palcem faktycznie lekko oleiste ślady na czymś czarnym i pytam, co dalej?

A tu - rozwiązanie! Zupełnym przypadkiem panowie akurat mają na stanie regenerowane turbo za jedyne 5 000 zł i już teraz mogą mi montować (?!) Pani chce? Pani nie chce. Zapłaciłam za olej i pojechałam szukać innego serwisu.

Żeby już nie rozwlekać znalazłam taki, którego opis powinnam umieścić na portalu „wspaniali.pl”. Nie ASO, ale zajmujący się autami tej właśnie marki. Pojechałam, pokazuję czarne coś i opowiadam ze smutkiem o żarłocznej turbo. Właściciel i dwóch panów mechaników przez chwilę milczało, a potem ryknęło śmiechem, od którego zerwały się wrony na pobliskich drzewach.

Okazało się, że są to uszczelnienia zaworów wtryskowych, podlegające okresowej wymianie i właśnie tej wymiany wymagające. Koszt 750 zł. Turbo była (i jest dotąd) w idealnym stanie. Łącznie za rozrząd, hamulce, uszczelnienia, sworzeń, tuleję i łożysko zapłaciłam mniej więcej tyle samo, ile chcieli za tę nieszczęsną regenerowaną turbosprężarkę.

Ponadto okazało się, że samochód ewidentnie miał robione coś ze wspomaganiem (przewody były źle podłączone, zwisały tam, gdzie nie powinny) i brakowało osłony silnika. Tego już panowie z ASO nie zauważyli. Wszystko zostało zrobione i moja srebrzysta strzała śmiga bezawaryjnie już trzeci rok.

Reasumując – tak, jestem kobietą. Tak, blondynką. Tak, nie znam się na budowie silnika. Ale czy to z automatu oznacza, że trzeba mnie koniecznie oszukać?

serwis samochodowy

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 259 (269)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…