Jakiś czas temu wyszła historia o tym jak to niby policja brutalnie zatrzymała rodziców z dziećmi w Częstochowie. Po ujawnieniu filmu, który nagrywał "Pan Tata Co to nie ja", wyszło jak było naprawdę. Historia ta przypomniała mi pewien wypad na piwko w plenerze z kumplem.
Miałem wtedy osiemnaście lat. Ze znajomym wymyśliliśmy sobie, że warto skorzystać z dobrej pogody i wypić jakiś browarek nad pobliskim jeziorem. W trakcie opróżniania trzeciej puszki, zza drzew wyjechał radiowóz. Kumpel stwierdził, że "spoko on to załatwi". Policjant, który do nas podszedł skwitował nasz występek i nakazał nam się wylegitymować. Ja podszedłem do policjantki siedzącej w radiowozie i okazałem dowód osobisty, a kumpel [K] zaczął dyskutować z policjantem, który do nas podszedł: "Ale Panie tylko jedno piwko", "Bezprawie w tym państwie, żeby nie móc se piwka wypić", "Przecież cicho byliśmy", itp.
Policjant z pełnym spokojem na każdy tekst kumpla odpowiadał krótkim: "Proszę się wylegitymować". Znajomy widząc, że nic nie ugra, zrobił szybki w tył zwrot i pobiegł w krzaki. Długo nie trwało gdy policjant go dopadł i wtedy wywiązała się mała bójka.
Po chwili bijatyka ucichła, a kumpel wyszedł z krzaków w kajdankach prowadzony przez policjanta. Ten spojrzał najpierw na mnie, a potem na koleżankę i spytał tylko: "Pełnoletni?". Po uzyskaniu twierdzącej odpowiedzi, odwrócił się do mnie i powiedział: "Następnym razem piwko lepiej w ogródku wypić. Niech Pan dopije, posprząta i idzie do domu. Proszę się spodziewać wezwania w charakterze świadka". A gdy wpakował znajomego do radiowozu rzucił jeszcze: "I polecam zmienić znajomych".
Co w tym piekielnego? Ano, że od kiedy znajomy za spożywanie alkoholu w miejscu publicznym, niewylegitymowanie się funkcjonariuszowi policji, obrazę funkcjonariusza policji, ucieczkę przed funkcjonariuszem policji i czynną napaść na funkcjonariusza policji dostał wyrok w zawieszeniu, uznawany jestem przez niego i kilkunastu naszych BYŁYCH znajomych za kapusia numer jeden w mieście. Przy czym on sam uchodzi za biednego poszkodowanego i ofiarę bestialskiej napaści policjanta.
Na rozprawie sądowej musiałem się pojawić w charakterze świadka i powiedzieć prawdę. Natomiast cała obrona mojego znajomego opierała się na tym, że ja również tam byłem i też piłem piwo. I pytanie kto tutaj tak naprawdę jest kapusiem... A wystarczyło się wylegitymować i przeprosić tak jak ja.
Miałem wtedy osiemnaście lat. Ze znajomym wymyśliliśmy sobie, że warto skorzystać z dobrej pogody i wypić jakiś browarek nad pobliskim jeziorem. W trakcie opróżniania trzeciej puszki, zza drzew wyjechał radiowóz. Kumpel stwierdził, że "spoko on to załatwi". Policjant, który do nas podszedł skwitował nasz występek i nakazał nam się wylegitymować. Ja podszedłem do policjantki siedzącej w radiowozie i okazałem dowód osobisty, a kumpel [K] zaczął dyskutować z policjantem, który do nas podszedł: "Ale Panie tylko jedno piwko", "Bezprawie w tym państwie, żeby nie móc se piwka wypić", "Przecież cicho byliśmy", itp.
Policjant z pełnym spokojem na każdy tekst kumpla odpowiadał krótkim: "Proszę się wylegitymować". Znajomy widząc, że nic nie ugra, zrobił szybki w tył zwrot i pobiegł w krzaki. Długo nie trwało gdy policjant go dopadł i wtedy wywiązała się mała bójka.
Po chwili bijatyka ucichła, a kumpel wyszedł z krzaków w kajdankach prowadzony przez policjanta. Ten spojrzał najpierw na mnie, a potem na koleżankę i spytał tylko: "Pełnoletni?". Po uzyskaniu twierdzącej odpowiedzi, odwrócił się do mnie i powiedział: "Następnym razem piwko lepiej w ogródku wypić. Niech Pan dopije, posprząta i idzie do domu. Proszę się spodziewać wezwania w charakterze świadka". A gdy wpakował znajomego do radiowozu rzucił jeszcze: "I polecam zmienić znajomych".
Co w tym piekielnego? Ano, że od kiedy znajomy za spożywanie alkoholu w miejscu publicznym, niewylegitymowanie się funkcjonariuszowi policji, obrazę funkcjonariusza policji, ucieczkę przed funkcjonariuszem policji i czynną napaść na funkcjonariusza policji dostał wyrok w zawieszeniu, uznawany jestem przez niego i kilkunastu naszych BYŁYCH znajomych za kapusia numer jeden w mieście. Przy czym on sam uchodzi za biednego poszkodowanego i ofiarę bestialskiej napaści policjanta.
Na rozprawie sądowej musiałem się pojawić w charakterze świadka i powiedzieć prawdę. Natomiast cała obrona mojego znajomego opierała się na tym, że ja również tam byłem i też piłem piwo. I pytanie kto tutaj tak naprawdę jest kapusiem... A wystarczyło się wylegitymować i przeprosić tak jak ja.
Ocena:
268
(278)
Komentarze