Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#78481

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem hodowcą kóz i czasami zdarza mi się kupować kozy :) Zwierzęta, które kupują, są w różnym stanie.

Niestety, częściej spotykam kozy zaniedbane niż zadbane. A do tego kupowanie obarczone jest ryzykiem przywiezienia do stada kozy, na temat której usłyszało się same kłamstwa.

Uprzedzam, że będzie długo i będę trochę umoralniać na temat zdrowia kóz ;)

Sytuacja 1.

Kupuję kozę. Piękna, wyrośnięta, dwa razy miała już młode, wymię duże i kształtne. Problemy zdrowotne? "Paniiii, koza jak złoto!".

Po kilku dniach, bez żadnych wcześniejszych objawów, mega zapalenie w połówce wymienia. Mega w takim sensie, że wieczorem leciało z niej mleko, a rano już ropa z krwią, a połówka przybrała sino-czarny kolor. Standardowo dzwonię do weta, a do jego przyjazdu zdajam ją i aplikuję tubostrzykawkę.

Tubostrzykawka to taka strzykawka z lekiem, która zamiast igły ma plastikowy aplikator. Na polskim rynku są dostępne tylko dla krów (ale bezpieczne też dla kóz), więc ta końcówka aplikatora jest zdecydowanie za duża dla kozy i ciężko włożyć, zazwyczaj tylko wpycham kawałeczek i masuję kozie lek do góry. Oczywiście podeszłam do tego delikatnie i... okazuje się, że koza miała zapalenie wymion kilka razy, bo dziurki miała tak wyrobione tubostrzykawkami, że jeszcze luz został ;)

Dzwonię do poprzedniego właściciela, żeby zapytać, czym ją wcześniej leczyli i trochę też, żeby go opieprzyć za kłamanie, odbiera jego żona. Zdziwiona mówi "To mąż Pani nic nie powiedział? Ona co miesiąc ma takie zapalenie i strasznie dużo szło na leczenie. Dziwiłam się, że Pani ją chciała przez to...". Niestety, ale problem był na tyle złożony, że ostatecznie doprowadził do zejścia kozy.


Sytuacja 2.

Jestem umówiona z babką na odbiór czterech wybranych przeze mnie kóz. Byłam tam wcześniej, kozy wybrane, transport zamówiony, dokumenty już wypisane i nagle... babka zmienia zdanie. Już stoimy w koziarni, już podjechał samochód, a ona mi w ryk, że Kaśki to ona nie odda, bo to jej ukochana koza. Do lamentu przyłącza się pięcioletni syn tej kobiety, bo zła pani chce zabrać Kasię i Basię. Facet od transportu zaczyna się już denerwować po pół godzinie czekania na załadunek w mrozie.

W końcu zgadzam się na wymianę na inne kozy, trochę mniej przez kobietę kochaną. Fakt, też zawiniłam, że się na to zgodziłam, ale z drugiej strony po godzinie stania na zewnątrz i słuchania ryków większość osób by chyba odpuściła, a transport miałam już opłacony. Oczywiście kozy miały być tak samo super jak poprzednie.

Zamiast Kaśki i Baśki dostaję dwa nieszczęścia. Jedno tak zawszone, że do dzisiaj mnie od niej odrzuca :P Drugie nieszczęście niby ciężarne, ale nie urodziło, tak samo, jak nigdy nie zaszła w ciążę u mnie, mimo ciągłego przebywania z kozłem.


Sytuacja 3.

Kozy mają racice, które należy regularnie przycinać. Podręcznikowo co 6 tygodni, ale nawet 3 razy w roku może wystarczyć. Odpowiedni kształt racic to mniej problemów zdrowotnych. Niestety, ale zaniedbane racice to częsta przypadłość. Co gorsza, wielu właścicieli tłumaczy się tym, że nie mieli czasu tego zrobić w tym sezonie... Mi też czasami się zdarza nie mieć czasu, ale jest ogromna różnica między racicami nieprzycinanymi od pół roku, a takimi, które nie były pielęgnowane przez kilka lat!

W swojej karierze miałam dwa straszne przypadki zaniedbania. Pierwszy u dziesięcioletniej kozy, szacuję, że przez 3 - 4 lata nikt jej racic nie przycinał. Chodziła bardzo powoli, wiosłując mocno do przodu, a taki sposób chodu został z nią do końca życia.

Drugi przypadek - kupiłam siedmioletnią Siri, która całe życie spędziła na miękkim podłożu (koziarnia i wybieg) i której przez całe życie nikt nie obcinał racic... Wyglądały masakrycznie. Zdecydowanie za długie, brzeg mocno narósł pod spód, do tego w dwóch było zapalenie. Siri dalsze dystanse przebywała opierając się na przednich kolanach. Po wstępnym przycięciu i skróceniu o połowię nie potrafiła nawet ustać na nogach. Teraz jej się polepszyło, ale układ kostny ma zdeformowany na zawsze.

Sytuacja 4.

Przekonania, że koza odrobaczy się sama, jest tak samo silne, jak przekonanie, że koza zje wszystko. Wielu "hodowców" zdziwioną miną odpowiada na pytanie o odrobaczaniu. Co sprytniejsi mówią, że odrobaczali, ale nie wiedza czym i nigdy nie wiedza, czy to był proszek, płyn do wstrzykiwania, do podawania doustnie czy do polewania ;)

Sytuacja 5.

Mój prawie pierwszy zakup. Byłam wtedy młoda i niedoświadczona w kozich chorobach. Kupowałam z dużej hodowli dwie kozy, było to jakoś w lutym, kozy troszkę kaszlały, ale hodowczyni zapewniała mnie, że zdrowe na 100%, tylko trochę się przeziębiły i minie po antybiotyku. Dopytywałam czy na pewno - tak, na 100%, ona ma tyle doświadczenia, weterynarz już był.

Po dwóch dniach od zakupu jednak ten kaszel nie dawał mi spokoju, wezwałam weta. Diagnoza - zaawansowane zapalenie płuc, kozy miały gorączkę, a do tego wirus zaraził całe moje stado. Skontaktowałam się z kobietą i oczywiście udawała, że to nie od niej zapalenie płuc.

Okazało się jednak, że mój weterynarz jest kolegą ze studiów weterynarza, który zajmował się jej zwierzętami. Doskonale wiedziała, że kozy mają zapalenie płuc, bo sama je leczyła od miesiąca, a te dwie okazały się wyjątkowo trudne do leczenia.

kozy hodowcy

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 237 (255)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…