Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#78576

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rozstałam się z facetem, a do sentymentalnych osób raczej nie należę, więc postanowiłam pozbyć się wszelkich pamiątek po nim. Ostatnią, która mi została, był samochód (gwoli wyjaśnienia, kupiłam go od niego, nie dostałam). Popatrzyłam na ceny danego modelu i wystawiłam auto za 1/3. Dlaczego? Otóż auto było w średnim stanie wizualnym (rdza zaczęła zżerać błotniki i klapę bagażnika). Ponadto miałam świadomość, że mechanicznie na pewno też by się coś znalazło do roboty (hamulce biły, więc obstawiałam, że tarcze do wymiany).

Procedura sprzedaży trwała stosunkowo długo jak na ten model, ponieważ każdemu potencjalnemu kupującemu mówiłam o wszystkich znanych mi mankamentach auta (nie nadaję się na sprzedawcę...). Wspominałam nawet o tym, że samochód pije olej. Podeszłam do sprawy uczciwie. W końcu trafił się ktoś bardziej zdecydowany.

Pan X pojawił się z dwoma kolegami. Obejrzeli samochód dokładnie, a ja powiedziałam, co wiedziałam i co ewentualnie podejrzewałam. Cena spadła o 1000, ale w swojej naiwności wierzyłam, że auto faktycznie nie jest warte więcej. Generalnie cała sprzedaż przebiegła w miłej atmosferze. Nowy właściciel obiecał nawet, że jak już doprowadzi samochód do ładu, to mi wyśle zdjęcia. Od razu zgłosiłam zbycie pojazdu w wydziale komunikacji i zakupiłam nowy rydwan do wożenia moich czterech liter.

Po nieco ponad tygodniu od sprzedaży dostałam smsa od pana X. Pisał w nim, że chciałby jednak zwrócić auto, bo się okazało, że sporo w nim trzeba naprawić. Wiadomość zawierała słowa typu "policja" i "sąd", więc ciśnienie mi podskoczyło. Zadzwoniłam do niego, żeby sprawę wyjaśnić.

[X] No bo dałem auto do mechanika i okazało się, że do zrobienia jest most, przeguby i całe zawieszenie (wszystkie te elementy zostały wymienione na nowe przez mojego byłego). Mechanik się dziwił, że przejechałem tym autem pół Polski.
[Ja] Szczerze mówiąc nie wiem, co w takiej sytuacji zrobić, bo zgłosiłam już zbycie pojazdu.
[X] Po co mamy się po sądach ciągać? Przywiozę ci auto z powrotem i mi zwrócisz kasę.
[Ja] Ale ja zgłosiłam zbycie w urzędzie. Poza tym zdążyłam już kupić nowe auto.
[X] Mogę ci ewentualnie zaproponować, że pogadam z tym mechanikiem i po prostu opłacisz to, co jest do wymiany.

Jako podręcznikowy przykład naiwniaka wstępnie zgodziłam się na jego propozycję. Po skończonej rozmowie popytałam bardziej obeznanych samców, co sądzą o zaistniałej sytuacji. Wszyscy (łącznie z prawnikiem) zgodnie stwierdzili, że facet może się wypchać trocinami. Po pierwsze, auto zostało sprzedane za grosze w porównaniu do tzw. igieł. Po drugie, jaką mogę mieć pewność, że facet nie próbuje mnie naciągnąć? Przecież mógł równie dobrze wywinąć jakiś numer, a teraz ja miałabym za to płacić. Poza tym przypomnę: przyjechał z dwoma innymi osobnikami płci męskiej. Ja się nie znam, nie jestem przewrażliwiona na każde stuknięcie w aucie, ale ich było łącznie trzech i każdy z nich obejrzał je na tyle dokładnie, na ile to było możliwe. W umowie sprzedaży znalazł się również punkt o tym, że kupujący oświadcza, iż znany mu jest stan techniczny pojazdu, który bierze.

X zadzwonił z informacją, że jednak obstawia przy zwrocie. Powiedziałam mu grzecznie, że porozmawiałam z kilkoma osobami i nie będzie żadnych zwrotów czy opłacania mechanika, bo nie ma ku temu podstaw. Zakończył rozmowę groźbą (a właściwie oświadczeniem) pójścia do rzeczoznawcy i do sądu. Mimo iż według prawnika nie mam czym się przejmować, to jednak cała ta sytuacja wyprowadziła mnie z równowagi.

Przy sprzedaży obecnego auta sama będę się upierać o zabranie go na jakąś stację diagnostyczną, żeby sobie nerwów oszczędzić...

sprzedaż_auta

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 167 (193)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…