Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#78598

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o (na szczęście) już byłym piekielnym szefie.

Oprócz wypłaty oferowane były również premie uznaniowe dla pracowników. Teoretycznie można było je otrzymać za szczególne osiągnięcia w danym miesiącu, wypracowanie czegoś "ponad normę", pozyskanie nowych klientów lub przyłożenie się do swoich obowiązków na tyle, że klienci pisali maila z pochwałą albo umieszczali pochwałę w komentarzu na allegro (sprzedaż wysyłkowa).

Zbliżał się sierpień, a był to dla osób pracujących na stanowisku wysyłkowym bardzo ciężki okres ze względu na to, że w ofercie pojawiały się podręczniki szkolne. Zaznaczę, że były to książki nowe, których fizycznie nie posiadaliśmy w firmie - były zamawiane z hurtowni i dostarczane do nas przeważnie na drugi dzień. Żeby uściślić: w okresie wakacyjnym oraz przedświątecznym książki nowe sprzedawały się jak świeże bułeczki (zimą kupowane przeważnie jako prezent pod choinkę). Zamówień było nieraz 3 razy więcej niż normalnie, osób na wysyłce garstka - i nie było mowy, żeby przeszkolić kogoś nowego (zakaz od szefa).

Umowa z piekielnym szefem była taka: pracujemy na wysyłce w tyle osób, ile jest przeszkolonych, jeśli będzie potrzeba, zostaniemy robić nadgodziny (liczyliśmy się z tym, że, w zależności od ilości zamówień, może być to nawet codziennie), a w zamian za terminowe wysyłanie przesyłek, pozytywne komentarze zadowolonych klientów oraz brak znaczących opóźnień najpóźniej w połowie października dostaniemy premię.

Minęły sierpień i wrzesień (w międzyczasie zapominalscy rodzice dokupowali jeszcze podręczniki dla dzieci), nastał październik, zaczęli kupować studenci. Wszystko poszło sprawnie, tak jak sobie założyliśmy. Było momentami bardzo ciężko, ale sprężyliśmy się i przesyłki były wysyłane bez opóźnień. Czekamy na obiecaną premię.

20. października zapala się nam czerwona lampka. Postanowiliśmy przy najbliższej okazji porozmawiać z szefem i spytać go o nasze premie.

(SZ:) - szef (nazwijmy go roboczo D.), (P:)- pracownicy.

Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:

(P:) Panie D., chcielibyśmy spytać, co z naszymi premiami za okres podręcznikowy.
(SZ:) Jakimi premiami?
(P:) No tymi, na które się umówiliśmy w sierpniu. Jeśli wysyłka w okresie podręcznikowym przebiegnie sprawnie, nie będzie opóźnień i klienci będą zadowoleni, obiecał pan, że każdy z nas otrzyma premię.
(SZ:) Ha ha, ja wam coś takiego obiecywałem? Chyba wam się pomyliło.
(P:) ...? (oczy jak 5 zł)
(SZ:) Nie będzie żadnych premii, już i tak za dużo kosztowały mnie wasze wypłaty w sierpniu.
(P:) Wypłaty były takie wysokie, bo robiliśmy nadgodziny praktycznie co drugi dzień, żeby wszystko wysyłać zgodnie z planem i żeby uniknąć opóźnień. Za to właśnie mieliśmy obiecane premie. Myśli pan, że dobrowolnie każdy z nas pracował w tygodniu średnio po 54 godziny przez ponad 1,5 miesiąca?
(SZ:) To był wasz obowiązek(!), bo było dużo zamówień i one wszystkie miały być wysyłane najpóźniej na drugi dzień! A jak się wam nie podoba, to mam na wasze miejsca 10 chętnych!

I poszedł. A my długo nie mogliśmy zebrać szczęki z podłogi.

Zostaliśmy z wysoką wypłatą za sierpień, którą sami sobie wypracowaliśmy, wylewając siódme poty (o ile dobrze pamiętam, każde z nas miało w grafiku przepracowanych ok. 220 albo i więcej godzin). Gdybyśmy wiedzieli, że tak to będzie wyglądać, to nigdy byśmy na coś takiego nie przystali. Każdy ma swoje życie poza pracą i robienie nadgodzin to była ostatnia rzecz, na jaką mieliśmy wtedy ochotę. Obiecane były solidne premie, więc pracowaliśmy ciężko z nadzieją, że przemęczymy się miesiąc i potem zostanie to docenione.

Smaczku dodaje fakt, że tydzień po tej rozmowie szef pojechał ze swoją koleżanką na kilkudniowe wakacje za granicą i po powrocie chwalił się, że mieszkali w 4-gwiazdkowym hotelu i jadali w najdroższych restauracjach w mieście.

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 218 (242)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…