Nie wiem nawet jak nazwać całą sytuację, bo wszelkie "szczyty" i granice zostały przekroczone.
Mam znajomego, spotykamy się głównie na zlotach motocyklowych i tym podobnych imprezach. Nazwijmy go Marcin. Jakiś czas temu dowiedzieliśmy się, że jego córka jest nieuleczalnie chora; wrzucił na twarzoksiążkę apel, że potrzebują z narzeczoną pieniędzy na rehabilitacje itp., bo sami nie dają rady. Nie miałam wcześniej pojęcia, że w ogóle ma córkę, ale co tam, zdecydowaliśmy z moim P. że będziemy oddawać 1%. Tak też zrobiliśmy, razem z nami inni znajomi i zapomnieliśmy o sprawie.
Wczoraj odbyło się przyjęcie weselne naszych znajomych, na które przyszedł Marcin i ON - główny bohater historii.
Słyszałam wszystko, bo stałam przy barze obok Marcina. On już od wejścia podszedł do Marcina, oświadczając, że "Oddaję co miesiąc 10zł na twoją córkę, to może jakieś piwko w zamian? Hehe!" Marcin momentalnie zrobił się czerwony, ale że ostoja spokoju, powiedział że nie musi tego robić. Kilka kieliszków później: ON, znowu zaczepia Marcina, przy stole, przy ludziach na głos oświadcza "Ty ale powiem ci, że ja cię podziwiam, ja bym nie mógł wychowywać nienormalnego dzieciaka, Hitler to takich do obozów wysyłał!" - i tu ostoja spokoju pękła, Marcin zerwał się na nogi i jednym zręcznym ruchem pięści złamał JEMU nos. Nie jestem zwolenniczką przemocy, ale uważam że reakcja była słuszna.
Nikt jakoś specjalnie nie przejął się jego załamanym nosem. ON odgrażał się, że zgłosi na policję że go pobito, bo on tylko zażartował i że "w takim wypadku nie dostaną już od niego ani złamanego grosza". Opuścił imprezę ku uciesze wszystkich.
Jakieś komentarze przychodzą Wam do głowy? Bo mi wszystko opadło.
Mam znajomego, spotykamy się głównie na zlotach motocyklowych i tym podobnych imprezach. Nazwijmy go Marcin. Jakiś czas temu dowiedzieliśmy się, że jego córka jest nieuleczalnie chora; wrzucił na twarzoksiążkę apel, że potrzebują z narzeczoną pieniędzy na rehabilitacje itp., bo sami nie dają rady. Nie miałam wcześniej pojęcia, że w ogóle ma córkę, ale co tam, zdecydowaliśmy z moim P. że będziemy oddawać 1%. Tak też zrobiliśmy, razem z nami inni znajomi i zapomnieliśmy o sprawie.
Wczoraj odbyło się przyjęcie weselne naszych znajomych, na które przyszedł Marcin i ON - główny bohater historii.
Słyszałam wszystko, bo stałam przy barze obok Marcina. On już od wejścia podszedł do Marcina, oświadczając, że "Oddaję co miesiąc 10zł na twoją córkę, to może jakieś piwko w zamian? Hehe!" Marcin momentalnie zrobił się czerwony, ale że ostoja spokoju, powiedział że nie musi tego robić. Kilka kieliszków później: ON, znowu zaczepia Marcina, przy stole, przy ludziach na głos oświadcza "Ty ale powiem ci, że ja cię podziwiam, ja bym nie mógł wychowywać nienormalnego dzieciaka, Hitler to takich do obozów wysyłał!" - i tu ostoja spokoju pękła, Marcin zerwał się na nogi i jednym zręcznym ruchem pięści złamał JEMU nos. Nie jestem zwolenniczką przemocy, ale uważam że reakcja była słuszna.
Nikt jakoś specjalnie nie przejął się jego załamanym nosem. ON odgrażał się, że zgłosi na policję że go pobito, bo on tylko zażartował i że "w takim wypadku nie dostaną już od niego ani złamanego grosza". Opuścił imprezę ku uciesze wszystkich.
Jakieś komentarze przychodzą Wam do głowy? Bo mi wszystko opadło.
Buraki chore dzieci darowizna
Ocena:
251
(267)
Komentarze