W nawiązaniu do historii o bezdomnych.
Mój chrzestny, były mąż mojej ciotki, jest bezdomny od około 25 lat. Od tego ćwierć wieku koczuje na strychu w pewnej kamienicy.
Kiedyś zdarzyło się nam, że nawiedził nas na wigilię - niespodziewany gość - było to jakieś 15 lat temu...
Osobnik został nakarmiony, ogólnie ugoszczony, oraz dostał od moich rodziców propozycję: może u nas zamieszkać.
Wyżywienie w naszym zakresie, gwarantowane "kieszonkowe". Warunki były w sumie dwa:
- pierwszy - pomoc w codziennych obowiązkach: ugotować dla psów (czasy, gdy rodzice ubzdurali sobie hodowlę - psów było wtedy bodajże 14 - bardzo dużych) sprzątnąć po nich teren + ewentualnie jeszcze jakieś drobniejsze prace na ogrodzie;
- drugi - nie chlać na umór.
W pierwszej reakcji osobnik zaczął rozpływać się w podziękowaniach… W drugiej - ulotnił się skoro świt, i tyle go widzieliśmy.
Cóż...
Mój chrzestny, były mąż mojej ciotki, jest bezdomny od około 25 lat. Od tego ćwierć wieku koczuje na strychu w pewnej kamienicy.
Kiedyś zdarzyło się nam, że nawiedził nas na wigilię - niespodziewany gość - było to jakieś 15 lat temu...
Osobnik został nakarmiony, ogólnie ugoszczony, oraz dostał od moich rodziców propozycję: może u nas zamieszkać.
Wyżywienie w naszym zakresie, gwarantowane "kieszonkowe". Warunki były w sumie dwa:
- pierwszy - pomoc w codziennych obowiązkach: ugotować dla psów (czasy, gdy rodzice ubzdurali sobie hodowlę - psów było wtedy bodajże 14 - bardzo dużych) sprzątnąć po nich teren + ewentualnie jeszcze jakieś drobniejsze prace na ogrodzie;
- drugi - nie chlać na umór.
W pierwszej reakcji osobnik zaczął rozpływać się w podziękowaniach… W drugiej - ulotnił się skoro świt, i tyle go widzieliśmy.
Cóż...
Ocena:
146
(164)
Komentarze