Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#80427

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Napiszę co nieco o słomianym zapale oraz wypaczonym postrzeganiu pasji do restauracji starych samochodów. Mówiąc "stare" mam na myśli wehikuły mniej–więcej trzydziestoletnie. Nie jestem na tym polu weteranem. Póki co do stanu fabrycznego pod moim okiem wróciły tylko trzy pojazdy z czego tylko jeden naprawdę rzadko spotykany. Mogę jednak coś w tym temacie powiedzieć.

Skłoniły mnie do tego różne sytuacje około–tematyczne z przeszłości oraz niedawna rozmowa z osobą która również pasjonuje się motoryzacją.
Chłopak ledwie odebrał prawo jazdy, na karku ledwie dziewiętnaście lat. Wór ze słomianym zapałem pełny, cierpliwości niewiele, wiedzy czysto teoretycznej ledwie–ledwie – praktycznej brak. Portfel jak na studenta przystało – prawie pusty. Tak przygotowany, przyszedł zapytać mnie o rady i pomoc przy wyborze "bazy" z której można zacząć.

Rozpoczął od rzeczy zupełnie oderwanych od rzeczywistości w tym taka perełka: "Lubię BMW i chciałbym mieć coś oryginalnego. Nie wiem, taka Alpina B10 z 1990 może...".
Gwoli wyjaśnienia: takich samochodów wyprodukowano kapkę ponad pięćset egzemplarzy – ponad dwadzieścia lat temu! Ostudziłem jego zapał proponując "zwykły" model tego auta. Jak na moje oko opcja bardzo dobra pod każdym względem wobec istniejących warunków.

Niestety zwykłe BMW w percepcji chłopaka to szmelc a po przedstawieniu kosztów pi–razy–drzwi – nadal o wiele za dużo. Spodziewał się, że za trzy tysiące kupi dwudziestoletni samochód bez dziur w podłodze i ze zdrowym silnikiem. Wytłumaczyłem mu na czym polega proces odbudowy auta, że nie jest to przejechanie Plakiem po plastikach, wymiana pokrowców i powieszeniu Wunderbauma na lusterku.

Pokazałem zdjęcia z takiego procesu, dokładniej opisałem prace przy nadwoziu, mechanice i elektryce. To wszystko idzie w setki jak nie tysiące godzin pracy, aby osiągnąć efekt "jakby dopiero z fabryki wyjechał". Ponadto w przypadku starego i rzadkiego auta, niektóre części stanowią problem: szukanie po zagranicznych serwisach aukcyjnych, jeżdżenia bóg wie dokąd po najmniejsze elementy nigdzie indziej niedostępne, zamawianie innych z drugiego końca Europy. To wszystko wymaga czasu i pewnych środków a brak jednego lub drugiego wstrzymuje prace.

Nie było mu w smak. Zdruzgotałem jego nagiętą do własnego widzimisię rzeczywistość w której widział tylko efekt końcowy, osiągnięty w najwyżej dwa miesiące bez wysiłku. Urażona duma (wszak chyba uzmysłowił sobie, że zadanie by go przerosło) chłopaka nakazała wbić mi szpilę i uczepić się tego, że mam Fiata – czym mnie z resztą rozbawił. A powiedział mi mniej–więcej tak tak: "To wszystko to się w sumie i tak nie opłaca. Ty tyle czasu nad tym spędziłeś a teraz i tak jest wart tyle co jakiś szrot". No cóż, to czy moje auto jest warte tyle co złom mógłbym się spierać.

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 87 (115)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…