Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#80495

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przepraszam, ale muszę się wygadać, ponieważ przez ostatnie 3 lata związku z moim narzeczonym spotkało mnie zdecydowanie zbyt wiele niemiłych i bez wątpienia piekielnych sytuacji. I nie, nie mój narzeczony jest temu winny, choć po części może jednak jest. Wszystkiemu winne są jego pieniądze i mój były partner. Także będzie długo, ale naprawdę chcę to z siebie wyrzucić, a to strona będzie do tego chyba najlepsza.


Z moim eks byłam osiem lat, kochałam go i byłam szczęśliwa, do czasu aż stracił pracę. Poznaliśmy się na studiach, przez kilka lat mieszkaliśmy w mieszkaniu, które zmarła babcia przepisała moim rodzicom. My musieliśmy płacić za czynsz oraz oczywiście rachunki i mogliśmy mieszkać, ile chcemy, dla młodych ludzi sytuacja idealna. Niestety, gdy chłopaka zwolnili z pracy, wszystko zaczęło się walić, przynajmniej moim zdaniem, bo według niego było dopiero wtedy wręcz idealnie.

Przez pierwsze pół roku bezrobocia jego rodzice starali się nam pomóc z pokryciem kosztów, ale gdy ich synek dalej nie umiał znaleźć sobie innej pracy, przestali go wspomagać. Zostałam sama z pasożytem, którego jeszcze kochałam. Nie zamierzał iść do "pupy", gdyż jak mówił, dostanie tam zwykłą pracę na zmywaku lub zostanie sprzątaczem, a to uwłaczało jego męskiemu honorowi. Udawał, że czegoś szuka. Prawdopodobnie udawał również, że chodzi na rozmowy kwalifikacyjne. Gdy wracałam z pracy zawsze słyszałam tylko: "Nie oddzwonili" i głupia wierzyłam. Później próbowałam sama mu coś znaleźć, ale jemu zawsze coś nie pasowało. Teraz wiem, że mu było po prostu dobrze. Ja miałam i mam dobrze płatną pracę, nie głodowaliśmy, mieliśmy na utrzymanie mieszkania i wszelkie przyjemności. Lecz gdy ja siedziałam w pracy on jeszcze spał, gdy ja wracałam zmęczona nawet nic dla mnie nie zrobił, czekał aż ugotuję, posprzątam. Do tego im bardziej naciskałam na to, by znalazł pracę, tym coraz częściej słyszałam pewnie dobrze znane niektórym dziewczynom teksty: "Nikt oprócz mnie ciebie nie zechce" "Zobacz jak się spasłaś, kto zechce takiego prosiaka?!" "Nic lepszego ode mnie cię nie spotka", powoli zaczynałam w to wierzyć. Bardzo schudłam w tamtym czasie, nie miałam na nic siły, ale pracowałam, żeby pan książę miał, co zjeść.

Żaliłam się wspólnym znajomym, którzy również próbowali wywrzeć na nim presję, by wreszcie się ogarnął. I niestety żaliłam się również jemu - Aleksowi, mojemu obecnemu narzeczonemu.


Poznałam go, gdy mój eks jeszcze miał pracę, dzięki wspólnym znajomym, z którymi razem chodziłam na wycieczki w góry. Tak się poznaliśmy i zostaliśmy przyjaciółmi, ale nigdy nie zdradziłam z nim chłopaka, Aleks również nigdy nie próbował mnie podrywać, gdyż wiedział, że jestem zajęta. Ale to on pierwszy pomógł mi zauważyć, że mój ówczesny chłopak niszczy mnie fizycznie i psychicznie, byłam tak zaślepiona miłością, że choć widziałam problem, nie umiałam sobie z nim poradzić. Chciał mi pomóc, powiedział, że w jego firmie jest kilka wolnych stanowisk, niech Mariusz spróbuje wysłać CV.


W ten sposób po raz pierwszy zorientowałam się, jak bardzo jestem oszukiwana. Eks-Mariusz wysłał CV, ale nie przyszedł na rozmowę, choć został zaproszony. Wiem, bo tamtego dnia, niczym w Trudnych Sprawach, spróbowałam go śledzić. Mariusz zamiast pojechać do firmy, poszedł z kumplami na piwo kupione za moje pieniądze! Gdy wrócił, powiedział mi, że był na rozmowie, ale raczej nic z tego nie będzie. Wtedy przelała się czara goryczy, zaczęłam krzyczeć, że ma tydzień na znalezienie pracy, albo wynosi się z tego mieszkania i mego życia. Oczywiście nie zrobił nic, nie licząc tego, że ubliżał mi jeszcze bardziej. Nawet nie wiecie, jaki był zdziwiony, gdy po tygodniu, jego rzeczy czekały na niego pod drzwiami, w których wymieniłam zamki. Tak, namówiłam jego kolegów, żeby gdzieś go wyciągnęli na dostatecznie długi okres czasu. I wreszcie po 1,5 roku męczarni byłam wolna. Wszyscy, nawet wspólni znajomi, mówili mi, jak dobrze postąpiłam, że wyglądam znacznie lepiej, a to później oni zaczęli wyzywać mnie od szmat, dzi**k, które lecą na pieniądze, bo cóż...


Gdy odetchnęłam po toksycznym związku i złamanym sercu, zaczęło mnie pchać w stronę Aleksa, który był dla mnie zwykłym facetem, z którym chodziłam na wycieczki. Dopiero gdy już zostaliśmy oficjalnie parą, dowiedziałam się, że w firmie, w której pracuje, jest nie tylko informatykiem, ale także współwłaścicielem. I wtedy zaczęły się kolejne piekielności i to ze strony osób, po których bym się tego nie spodziewała.


Zaczęło się od mojej pracy, gdy Aleks przyjechał po mnie drogim samochodem. Zazdrosne zdziry, z którymi dogadywałam się całkiem nieźle, zaczęły szeptać między sobą, aż w końcu pojawiły się plotki - puszczam się z jakimś starym fagasem, na pewno za pieniądze. Aleks jest dwa lata starszy ode mnie, po prostu tamtego dnia przyjechał samochodem z ciemnymi szybami. Nie było również ważne to, że zarabiam na tyle dużo, że zwyczajnie nie muszę puszczać się za pieniądze. Dlatego uważam, że to zazdrość. Gdy kiedyś kupiłam sobie nowy naszyjnik, jedna z pracownic prosto w twarz spytała, ile razy mu obciągnęłam. Na szczęście mój szef był w porządku i załatwił sprawę szybko. Nie, nie zwolnił mnie, ale zapobiegł dalszym plotkom lub podobnym zachowaniom.


To był jednak początek tego, co mnie czekało. Gdy mój były dowiedział się, że po kilku miesiącach od zerwania, jednak zechciał mnie ktoś inny, w dodatku bogaty i ktoś, kogo znałam, gdy jeszcze byłam z nim, zaczął nastawiać przeciwko mnie naszych wspólnych znajomych (nie zerwę dobrych znajomość, przez jednego idiotę), opowiadając, że na pewno puszczałam się, gdy byłam jeszcze z nim w związku i to oczywiście za pieniądze! W ten oto sposób w oczach znajomych, którzy wcześniej sami próbowali mnie wyciągnąć z tego toksycznego związku, stałam się puszczalską blacharą, która w tak bestialski sposób zostawiła biednego Mariuszka. Od koleżanek usłyszałam prosto w twarz: "Przynosisz zakałę kobietom, przez takie jak ty, później mówi się, że kobiety lecą tylko na pieniądze"

Z ich rozumowania wynikało, że zostawiłam Mariusza dlatego, że nie zarabiał pieniędzy. Tak, to był jeden z ważniejszych powodów, gdyż nie umiałam i wciąż nie potrafię wiązać przyszłości z osobą, która miałaby żyć na moje utrzymanie. Nie miało dla mnie znaczenia, czy będzie zarabiał sto milionów, średnią krajową czy najniższą krajową. Chciałam po prostu widzieć, że ten ktoś chce mi pomóc utrzymać rodzinę, że chce zapewnić jakąkolwiek stabilizację finansową. Owszem z mojej pensji starczało nam na wszystko, ale co gdyby pojawiło się dziecko, co gdyby mnie zwolniono?! To po prostu był przypadek, że mój obecny narzeczony jest bogaty.


Gdy go poznałam nie zaglądałam mu w portfel, a idąc z kimś na wycieczkę w góry trudno ocenić sytuację finansową. Wiem, że kochałabym go nawet gdyby pracował na zmywaku. Nie wykorzystuję również jego pieniędzy, nie proszę o drogie prezenty, gdy chodzimy na randki często płacimy na zmianę. To naprawdę przykre, że w oczach większość społeczeństwa jestem postrzegana jako blachara, jako osoba kochająca pieniądze.


Nawet jego własna matka nie traktuje mnie lepiej. Gdy przyszedł mnie przedstawić, zmierzyła mnie wzrokiem i nawet mnie nie znając oceniła: "kolejna co by pieniędzy chciała!" Przy wspólnych spotkaniach udawała, że nie istnieje, no chyba że zauważyła u mnie drogą błyskotkę, wtedy tylko mruczała: "widzisz synu pieniędzmi kupisz wszystko i piękną biżuterię i pustą kobietę!". Co z tego, że jej syn miał na ręce równie drogi zegarek, który dostał ode mnie na urodziny?! Doskonale o tym wiedziała! Gdy przyszliśmy pochwalić się naszymi zaręczynami, zaczęła krzyczeć, że jej syn chce popełnić mezalians i ona na pewno na ślubie się nie pojawi. A co w tym jest najlepsze? Firma mego lubego jest także firmą jego ojca, który na szczęście jest złotym człowiekiem, a jego żona jest... utrzymanką. Tak, z tego co słyszałam po ślubie nie przepracowała ani jednego dnia. Wolny czas spędza na plotkach z koleżankami lub na wydawaniu pieniędzy. Ograniczyliśmy z nią kontakty do minimum.



I coś z drugiej strony. Gdy pierwszy raz mój narzeczony spędzał święta z moją rodziną pochwaliliśmy się, że zamierzamy wybrać się na wycieczkę w Alpy, czym bardzo zainteresowała się moja samotna ciotka. Gdy tylko ukochany zniknął w toalecie, zaczęła z uznaniem kiwać głową i udzielać mi takich cudownych rad (mimo że minęło kilka lat, doskonale to pamiętam, gdyż byłam w wielkim szoku):

- Ty to dziecko Pana Boga złapałaś za nogi! Nie możesz zmarnować takiej okazji! Zdolne dziecko!
- Nie rozumiem.
- Jak to nie rozumiesz, myślisz, że nie wiem po co ten cały wyjazd?! Słuchaj ciotki młoda. Bogaty rzadko się trafia, to złap go, nim ucieknie! Zajdź szybko w ciążę, to już alimenty ci z rąk nie uciekną! A kto wie, może jeszcze ślub weźmiecie!

Byłam z nim wtedy dopiero kilka miesięcy, a genialna ciotka biznesmenka próbowała namówić mnie do zajścia z nim w ciążę, gdy powiedziałam jej dość dosadnie co myślę o takim postępowaniu, usłyszałam, że jestem głupia, gdyż mój facet na pewno prędzej czy później mnie zdradzi lub zostawi, w końcu jest bogaty to stać go, na każdą laskę, a ja nawet ładna nie jestem.

Cóż, urody mi nie przybyło, a Aleks jeszcze nie zwiał z inną, a ja nie złapałam go na dziecko i robić tego nigdy nie zamierzam, ale co najciekawsze, ciotka nie była jedyną osobą, która próbowała przekonać mnie do złapania go na ciążę. Niektóre koleżanki dość poważnie pytały mnie po co ja pracuję, skoro mój facet mógłby mnie utrzymać, jeszcze inne zastanawiają się, jak mogę chodzić na zakupy bez chłopaka, bo przecież nie może wtedy zapłacić za moje potrzeby. Na szczęście (lub nie) tych osób, jest zdecydowanie mniej, niż tych, dla których byłam i pewnie wciąż jestem blacharą.


Kolejnym problemem byli znajomi mego Aleksa. Może nie próbowali wmówić mu, że lecę na jego hajsy, ale próbowali za to, przekonać go, że z jego pieniędzmi może mieć każdą, więc po co wiązać się z jedną?! Przecież codziennie może mieć inną dziewczynę! Żadnych zobowiązań! Żyć nie umierać! Co z tego, że ją kochasz?! Co z tego, że ona kocha ciebie?! Przecież miłość można kupić!


Także, podsumowując, przez pieniądze Aleksa oboje straciliśmy sporo znajomych, ale nie żałujemy, przynajmniej poznaliśmy prawdziwe twarze wielu osób i cóż, przez jego pieniądze nie jesteśmy zbyt mile postrzegani przez społeczeństwo, dlatego zastanawiam się, czy bogaty mężczyzna nie może spotkać normalnej kobiety, która zakocha się w nim? Czy kobieta musi żerować na swym bogatym facecie i sama nie powinna się realizować? Czy kobieta musi być z facetem, który żeruje na niej, i obawiać się, że jak od niego odejdzie, usłyszy, że leci tylko na pieniądze? I czy bogaty facet musi zdradzać swą partnerkę, bo ma pieniądze? Oczywiście, że nie. Ale to naprawdę przykre, że wiele osób uważa, że tak musi być. To też jest przykre, że pisząc listę gości na ślub musiałam wykreślić stamtąd wiele osób, które kiedyś były mi bliskie oraz matkę mego przyszłego męża. A wszystko przez pieniądze.


Tak źle i tak nie dobrze. Ulżyło mi.

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 152 (236)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…