Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#80514

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzień jak co dzień, środek tygodnia.

W domu na parterze mieszkają rodzice, na piętrze ja z siostrzenicą. Obecnie pracuję zdalnie w domu i sam sobie szefuję, sam decyduję, kiedy pracuję, a kiedy nie.

Moja siostrzenica Natalia studiuje. Tego dnia została w domu – ot, leń ją dopadł: "nic mi się nie chce, nigdzie nie idę". Czasami chyba każdy tak ma. Ze studiami nie ma problemu, więc może sobie pozwolić na taki luksus od czasu do czasu. Tym lenistwem zaraziła i mnie, więc pracę sobie odpuściłem, bo i tak jestem ze wszystkim do przodu. W rezultacie nasze lenistwo zostało z premedytacją zaplanowane również na dzień następny. Dwa dni byczenia się zupełnie bez powodu – żyć, nie umierać. A plan był dobry: grać przez pół dnia w gry i wieczorem gdzieś wyjść.

Z niezapowiedzianą wizytą przybyła moja siostra – z synem Marcinem, czyli moim siostrzeńcem, a Natalii rodzonym bratem, trzy lata od niej młodszym (teraz już również pełnoletnim). Ostatni raz widziałem go parę lat temu, Natalia również. Nie była to przyjemna sytuacja. Doszło wtedy do rękoczynów, Marcin ją uderzył – do dziś pozostała dziewczynie blizna po rozciętej wardze.

Samo pojawienie się mojej siostry z Marcinem już podniosło mi ciśnienie. Natalia była przerażona wizją spotkania z bratem, który zgotował jej w przeszłości niemałe piekło, gdy mieszkali razem u ich ojca. Z matką, czyli moją siostrą, widzieć się również nie chciała – nie można się temu dziwić, ponieważ moja siostra swoimi dziećmi prawie wcale się nie interesowała – w telegraficznym skrócie: była nieobecna w ich życiu przez ostatnich piętnaście lat, nie licząc sporadycznych wizyt.

Natalii kazałem siedzieć w pokoju, a sam rozeznałem się w całej sytuacji. Rozmowa się ciągnęła i nie biegła w żadnym konkretnym kierunku – kręcili, ściemniali i niby to Marcin chciał przeprosić Natalię, bo ma wyrzuty sumienia (aha, a mi czołg po oku jeździ – wierutną bzdurę wszyscy obecni wyczuli na kilometr).

Mój ojciec w końcu uprzedził moje pytanie: "O co tak naprawdę chodzi?". Wtedy się zaczęło. Wpierw o miłości do rodziny, moralności, poczuciu obowiązku wobec rodziny i o tym, że należy pomagać. Następnie przedstawili szopkę o tym, jak Marcin bardzo się zmienił na lepsze. Świadczyć miał o tym chyba świeżutki tatuaż na pół przedramienia o charakterze uliczno–rozbójniczo–chuligańskim: napis "ACAB" którego rozwinięciem jest "All Cops Are Bastards" – w moim rozumieniu odpowiednik "JP na 100%". Tu nadmienię, że Marcin ma już problemy z prawem.

W końcu wypłynął prawdziwy powód wizyty. Zaczęli przedstawiać nam sytuację. Marcin się wyprowadził od swojego ojca, będzie liceum kończył (a właściwie to zaczynał) prywatnie i nie ma gdzie mieszkać, ponieważ w Warszawie za drogo. Moja siostra powiedziała, że póki co mieszka u niej i jej chłopa. Ale to małe mieszkanko, pięćdziesiąt metrów, więc im we trójkę ciasno. My za to mamy dom, dużo miejsca i w zasadzie to oni już zdecydowali – Marcin się wprowadzi wieczorem. A zanim nie znajdzie pracy, to my go przez te kilka miesięcy (!) utrzymamy, żeby się przyzwyczaił do okolicy. Marcin również ma samochód, więc Natalia swój będzie parkowała na zewnątrz. Albo samochód taty będzie stał na podwórku. Ja natomiast z czasem Marcinowi samochód "zrobię tak jak Natalii", żeby był miód malina.

Moją mamę szlag trafił i wyszła bez słowa, mnie szlag trafił i już miałem powiedzieć coś nieparlamentarnego. Tata jednak był bezbłędny i ze swoim stoickim spokojem rzekł: "córuś, może frytki do tego?". Gdy oboje, moja siostra i Marcin, siedzieli i gapili się na ojca, jak cielę na malowane wrota, on wytłumaczył im spokojnie, czemu Marcin pod tym dachem nie będzie mieszkał. Gdy mi nieco przeszło, zaproponowałem, że jedynie mogę pomóc znaleźć pracę i jakiś tani pokój.

"Jaka praca?" – padło pytanie.

Znajomy potrzebuje człowieka na magazyn i do załadunku (co było zgodne z prawdą i do tego za niezłe pieniądze). Niestety, Marcin nie będzie robił jak jakiś robol fizyczny, to robota dla hołoty. Skończyła się również kultura, zaczęły się wulgaryzmy. Jaśnie panicz Marcin spodziewał się kierowniczego stanowiska w biurze i stumetrowego apartamentu – po trzech skończonych klasach gimnazjum. Nastąpiło ogniste pożegnanie i sobie poszli.

Ręce mi po tym całkiem opadły. Ja nie wiem, skąd bierze się taka postawa – skoro ktoś ma więcej, ma się tym z automatu dzielić albo najlepiej rozdawać za darmochę? Szczególnie, gdy nie ma żadnej podstawy ani zaufania? Zaoferowałem pomoc, jak mogłem – też źle.

Na dodatek wieczorem tego samego dnia ktoś w nasz dom rzucił cegłą i rozwalił szybę w oknie.

Z dwudniowego lenistwa nic nie wyszło, Natalia chodziła z kąta w kąt przez całe dwa dni – stresując się, bo jej brat jest "w okolicy".

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 191 (215)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…