Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#80538

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem wyrodną matką. Szczędzę pieniędzy na moje dzieci i funduje im traumę. Normalnie zwyrodnialec ze mnie, bez żadnych uczuć względem własnych pociech. A przynajmniej takie odniosłam wrażenie po wczorajszej wizycie u pediatry.

A o cóż to sprawa się rozchodzi? Ano, o szczepienia. I to bynajmniej nie o brak moich chęci do podawania tych specyfików moim dzieciakom, bo na to jak najbardziej zgodę wyrażam. Rozchodzi się o mój i męża wybór sposobu szczepienia. Już przy pierwszym maluchu postanowiliśmy, że szczepić będziemy (bo i my szczepieni byliśmy i chwała opatrzności zdrowiem się cieszymy), jednak będziemy robić to zgodnie z przyjętym kalendarzem, bez udziwnień w postaci mieszanek skojarzonych i dodatkowych płatnych specyfików. Co za tym idzie nasza córka poradziła sobie bez wprowadzania do jej organizmu antygenów przeciwko rotawirusom czy pneumokokom, przeżyła również to, że zamiast jednego ukłucia wyrodni rodzice zafundowali jej aż trzy i to już na pierwszej wizycie szczepiennej i co tu dużo mówić, rozwija się prawidłowo i nie zauważam objawów jakiejkolwiek traumy. Dlatego kiedy na świecie pojawił się syn znów odbyliśmy z mężem rozmowę na ten temat i znów decyzja była taka sama. A ponieważ najmłodszy za chwil parę skończy dwa miesiące, nadszedł czas na wizytę w przychodni. Termin ustalony, co prawda nie do naszej stałej pani doktor, bo obecnie jest na zwolnieniu, ale jej zastępczyni to podobno bardzo fajna i rzeczowa kobietka, rejestracja poinformowana o sposobie szczepienia, wszystko wydaje się być pięknie. Do czasu wizyty...

W naszej przychodni najpierw idzie się do gabinetu pielęgniarki (P), gdzie maluch jest ważony i mierzony, a potem dopiero do lekarza (L).
Po odbyciu procesu z wagą i wymiarami nastał czas na wizytę właściwą i o dziwo, jak nigdy pielęgniarka osobiście zaprowadziła mnie do gabinetu pani doktor i patrząc na mnie jakoś spod skosa, zaanonsowała w te słowa:

P: Pani doktor, to jest właśnie pani JakasTamJa, o której rozmawialiśmy...

Trochę zdziwiona, że zostałam tematem przychodnianych plotek, usiadłam na wskazanym miejscu i czekam na rozwój wydarzeń.

L: No dobrze, dobrze. To ja sobie z panią muszę poważnie porozmawiać...
J: Coś nie tak z synem?
L: Nie, nie, z nim JESZCZE wszystko w porządku, ale obawiam się, że już niedługo, bo z tego co widzę ma pani zamiar zafundować mu traumę do końca życia.

Nie powiem, trochę mnie skołowało i w głowie zaczęłam robić rachunek sumienia czym tak bardzo skrzywdziłam małego. Wątpliwości rozwiała lekarka, kontynuując wypowiedź.

L: Chodzi oczywiście o to, co ma pani zamiar zrobić temu dziecku. Wiem prywatnie, że nie wiedzie się państwu najgorzej w życiu i tym bardziej nie rozumiem oszczędności, którą próbuje pani robić kosztem dzieci. Kto to widział mieć pieniądze i szczepić z państwowego, robiąc tym wielka krzywdę pociesze. Badania udowodniły, że wiele ukłuć igła u niemowląt powoduje strach i problemy w przyszłości. Co tu dużo kryć, obniża zaufanie do lekarzy. A można tego uniknąć...

J: Mam nadzieję, że jest to nieudolna próba żartu z pani strony, bo po pierwsze i najważniejsze w żadnym wypadku nie powinna interesować pani moja pozycja społeczna i to na co wydaję i na czym oszczędzam swoje własne pieniądze. Po drugie, nie ma czegoś takiego jak szczepionki państwowe, ponieważ państwo jako takie nie posiada swoich funduszy, są to pieniądze ogółu społeczeństwa, w tym i moje, z opłacanych składek. I po trzecie w końcu, bardzo proszę o pismo bądź artykuł, w którym opublikowano wspomniane przez panią badania, bo do tej pory o niczym takim nie słyszałam, a proszę mi wierzyć, że sprawdzałam wiele źródeł w tym temacie.

L: Pani podejście jest zaściankowe, kobieta wykształcona, z dużego miasta, a poglądy jakby dopiero ciemna wieś opuściła. Ja pani dobrze radzę wydać trochę grosza i zadbać o dzieci, a przynajmniej o to jedno, którego jeszcze nie zdążyła pani skrzywdzić. Osobiście uważam, że osoby świadomie skazujące dziecko na to cierpienie i odmawiające mu dostępu do najnowszych osiągnięć medycyny, zwłaszcza kiedy je na to stać, powinny być zgłaszane odpowiednim służbom.

J: Z całym szacunkiem dla pani wykształcenia, ale ja osobiście uważam, że pani powinna zacząć leczyć siebie, a nie innych. Tutaj wizyta dobiega końca, żegnam.

Wyszłam, bo jeszcze chwila i przyłożyłabym kobiecie między oczy. Skargę złożyłam, karty dzieci zabrałam ze sobą i zapisałam ich do innej przychodni. Następna wizyta umówiona na środę i mam nadzieję, że tym razem uda mi się zaszczepić syna bez kłopotu.

I tak tylko zastanawiam się, co dokładnie kryje się za takim zachowaniem pani pediatry. Brakuje jej jakichś punktów do profitów z koncernu farmaceutycznego, czy po prostu sama z siebie robi z siebie nawiedzoną-oświeconą, a z rodziców idiotów? No i na ilu udało jej się wpłynąć takim zachowaniem i wmawianiem im braku troski o dzieci. Ja szczepię tak, ponieważ ten sposób uważam za najbezpieczniejszy, inni szczepią w ten sposób, ponieważ nie stać ich na inny, kolejni wierzą w mieszanki skoncentrowane, a jeszcze inni nie szczepią wcale. I są to moim zdaniem poparte przemyśleniami i być może badaniami i konsultacjami decyzję rodziców. Lekarz może doradzić, jednak nie ma prawa wpływać na rodziców i koniec kropka.

Szczepienia

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 119 (169)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…