Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#80878

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia mojej znajomej, opisana za jej zgodą. O tym, jak łatwo zmienić czyjeś podejście do pewnych spraw. I o reakcji ludzi na rzeczy, o których nie mają pojęcia.

Moja znajoma (na potrzeby historii Ewa) to kobieta o złotym sercu. Pamiętam, że od zawsze u niej w domu roiło się od zwierząt, Ewa z rodzicami przygarniała każde zwierzę, któremu tylko mogli pomóc. Nawet gołębie z wykrzywionymi paluchami mogły znaleźć u nich schronienie. Od razu zaznaczam, że zwierzaki były zadbane i szczęśliwe.

Ewa skończyła lat 18 i wyprowadziła się z domu. Poznała chłopaka. Chłopak miał psa, sześcioletniego wyżła niemieckiego szorstkowłosego (z drugiej ręki). Sielanka trwała 2 lata, dopóki Ewa nie zdecydowała się zamieszkać z chłopakiem.

Pies okazał się potworem. Darł się niemiłosiernie (pies myśliwski, więc jak zaskowyczy, to czasem białko w oczach się ścina). Otrzymują mnóstwo skarg od sąsiadów. Fura sierści latająca po mieszkaniu, pies niszczycielski (zdewastował nową kanapę ze skaju, wydrapał dziury i jeszcze się tam zsikał) i na dodatek właśnie zaczął sikać. Wszędzie.

Bywałam u Ewki, wielokrotnie byłam świadkiem jak pies wracał ze spaceru, po czym wskakiwał na fotel i sikał. Podczas mojej dwugodzinnej wizyty potrafił się zsikać trzy, cztery razy. Moje zachowanie też nie było w porządku, ale przestałam Ewkę odwiedzać, bo nie było wizyty, żebym nie wdepnęła w siki tego psa po drodze do łazienki czy gdzieś. Widziałam, że jest jej głupio, że trochę zaczyna tracić siły. Ewka straciła wszystkich przyjaciół po kolei, nikt nie chciał do niej przychodzić, no bo musiałby siedzieć albo w śmierdzącym fotelu, albo na ręczniku, bo Amor akurat gdzieś wskoczył i nasikał.

Spotkałam się z Ewką jakieś dwa miesiące później. Poszłyśmy na kawę i dziewczyna pękła. Po prostu płakała z bezsilności. Wynajmowane mieszkanie pies zdewastował całkowicie. Panele są zgnite od środka, meble pognite, w całym mieszkaniu cuchnie. Dziewczyna się trzęsie na myśl o zdawaniu mieszkania, kto by się nie wściekł na miejscu właściciela?

Ma dość, bo nawet wyspać się nie może do pracy, wstaje rano w mokrym łóżku (zamknięcie drzwi od sypialni nie pomaga, bo albo je sobie otworzy, albo będzie się darł wniebogłosy całą noc i wydrapie dziurę). Ewa ma cztery kołdry zapobiegawczo, gdyby się w którąś zsikał i poprzednia nie zdążyła wyschnąć. Opowiadała mi, że wielokrotnie spali pod śpiworem. Wiele razy gdy przyjeżdżali goście, musieli spać na podłodze, bo Amor zsikał się w materac, gdy goście odbywali wieczorną toaletę.

Amor nie jest chory, Ewa zrobiła mu wszystkie możliwe badania. Winna jest kastracja, niedobór jakiegoś hormonu - ale pies dostaje leki, i to leki, które kosztują 150 zł za butelkę. Jest wyprowadzany na dwór praktycznie co chwilę. Była konsultacja z behawiorystką, która rozłożyła ręce (pies podobno jest niespokojny wskutek pojawienia się nowego domownika i zapach moczu go uspokaja). Chłopak Ewy całe dnie siedzi w pracy, wraca wieczorem do już posprzątanego mieszkania i traktuje psa jak królewicza. Szkoda mi strasznie dziewczyny.

W końcu miarka się przebrała, do Ewy przyjechała siostra z dzieckiem i pies zrobił to, co zwykle na stertę ubranek młodego. Ewa wystawiła ogłoszenie o adopcji psa, tylko i wyłącznie do domku (żeby ewentualny następny właściciel nie miał pretensji) i że nawet jest skłonna opłacać opiekę weterynaryjną, karmę i wszelkie wydatki związane z psem, tylko chce mieć prawo do odwiedzin.

Dziewczyna została zaszczuta. W każdym odezwał się działacz GreenPeace, w końcu to bestialstwo i szczyt nieodpowiedzialności. Tak to jest, jak głupie małolaty adoptują psy, które się nudzą, kiedy przestają być szczeniakami.

Chciałabym, aby te osoby chociaż na tydzień się z Ewą zamieniły. Zobaczyły, jak to jest budzić się z twarzą w plamie szczyn starego psa na hormonach. Jak to jest kłócić się co dzień z partnerem przez psa. Jak to jest płakać z bezsilności, bo nie możesz zasnąć, bo pies odpieprza ci właśnie koncert na trzy skowyty. I przede wszystkim jaki stosunek miałyby do najemcy ich mieszkania, który ma takiego psa?

Ewa nie chce psa wyrzucić, oddać do schroniska czy uśpić. Chce poszukać mu nowego domu w którym będzie miał warunki, by sikać gdzie popadnie. I tak wytrzymała bardzo długo, bo jakieś cztery lata! Cztery lata w tym koszmarze.

Bardzo mnie poruszyła ta historia, może dlatego, że to bardzo delikatny temat. Również na podłożu czysto higienicznym - dziewczyna młoda, ładna, zawsze zadbana… Uwierzcie mi, że od kiedy mieszka z tym psem zmieniła się nie do poznania. Już jej się nie chce starać, jej jest wstyd za warunki, w jakich mieszka. Ja również jestem absolutnie przeciwna wyrzucaniu psów z domu. Ale w takiej sytuacji? Co sądzicie na ten temat?

pies problem adopcja schronisko

Skomentuj (97) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 100 (158)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…