Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#81195

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dawno mnie tu nie było.
Pokrótce wyjaśnię... Pracuję za granicą w branży medycznej. Praca na trzy zmiany, Świątek, Piątek, Niedziela.

W ostatni dzień Świąt Bożego Narodzenia pod koniec popołudniowej zmiany mnie rozłożyło. Nagle. Nudności, dreszcze, zrobiło się słabo.
Nieszczęścia lubią chodzić parami (czasem cholerstwa trzymają się stadami). Stwierdziłam, że w tym stanie nie będę ryzykować i wracać do domu prowadząc samochód. Próbowałam się dodzwonić do lubego. Telefon wyłączony. Ok... Jest jeszcze przyjaciel. Po szybkim streszczeniu sytuacji przez telefon powiedział, że pakuje cztery litery do auta i jedzie po mnie.

Ułożyłam powoli swoje zwłoki na kanapie w pracy i leżąc czekam. W międzyczasie zdążyła przyjść koleżanka z nocnej zmiany (mam nietypowy system zmian i zwykle kończę wcześniej pracę, że z ludźmi z nocnej zmiany się nie widuję). Przy okazji poinformowałam ją, że następnego dnia nie przyjdę, idę do lekarza, źle się czuję.

Przyjechał przyjaciel, pomógł mi się wpakować do samochodu. Odpuściłam sobie nawet się przebrać. Zostawiłam w szatni ubranie cywilne i obuwie, a sama w służbowych laczkach i białym mundurze pojechałam do domu.

Następnego dnia lekarz po gruntownym przeglądzie wypisał leki i dał zwolnienie lekarskie do 2 stycznia.

Nadszedł styczeń, wróciłam po chorobowym. Ludzie na mnie z niewiadomego powodu nadąsani...
Sprawa się wyjaśniła dwa dni później na oddziałowym zebraniu.

Publicznie mnie oskarżono, że chorobę zasymulowałam bo w Sylwestra chciałam do Polski i grubo balowałam. Koleżanka, która wtedy nocną zmianę miała przy wszystkich powiedziała, że specjalnie na nią czekałam, żeby powiedzieć, że źle się czuję i udawałam oraz jeszcze czelność miałam dwa dni później przywieźć do pracy osobiście zwolnienie lekarskie.

Cóż, było jeszcze niezbyt dobrze, ale już byłam w stanie wyjść. W służbowej szatni moje ciuchy cywilne i buty też musiałam odebrać, bo nie widziało mi się marznąć w wiosennych butach i kurtce, a zimowe buty i płaszcz odebrać po chorobowym...

Skomentowałam na zebraniu, że nie życzę sobie plotek pod moim adresem i w ogóle to co słyszę to same bajki i lepiej mordę zamknąć i się nie odzywać zamiast takie plotki produkować. Powiedziałam w żołnierskich słowach, że chory jest chory i nie powinno ich nic więcej interesować. Naprostowałam jak sytuacja wyglądała ale mendy dalej obrażone.

OK. Z idiotami nie ma co dyskutować. Karma zrobi swoje. Numer telefonu z mojego oddziału zablokowałam w telefonie (nie mam obowiązku w mojej umowie odbierać telefonów z pracy w trakcie wolnego czasu).

Dwa dni później, kiedy wróciłam po krótkim wolnym do pracy, wszyscy rzucili się z pretensjami czemu telefon mój nie odpowiada, a ktoś jest chory i braki w personelu. Powiedziałam, że nie muszę odbierać i nie zamierzam, mam swój grafik pracy i zamierzam się go trzymać. O zmianach w grafiku muszą zgodnie z prawem pracy mnie poinformować przynajmniej 14 dni przed. A po ostatniej ich akcji nie mogą więcej liczyć na to, że jak zawsze będę brać spontanicznie dyżury za chorych współpracowników i robić nadgodziny.
Są sami sobie winni.

Life is a bitch.

PS. W samym 2017 roku zrobiłam ponad 160 nadgodzin tylko i wyłącznie biorąc dodatkowe dyżury za chorych współpracowników. Pominęłam tu nadgodziny jeszcze wynikające ze szkoleń czy innych sytuacji.

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 131 (167)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…