Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#81577

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam ci ja kolegę, jak każdy.

Spokojnie, spokojnie, żarcik taki :). Mam wielu kolegów, ale historia będzie o jednym. I jego narzeczonej. Adama i Ewę znam od kilku lat. Łączą nas (a w zasadzie łączyły) wspólne zainteresowania i obecność na tematycznym forum. Wspólnie z kilkoma innymi użytkownikami raz do roku organizujemy sobie kilkudniowy minizlot, zazwyczaj na jakimś kempingu. Poza zlotami widujemy się niezbyt często, ale utrzymujemy regularny kontakt.

Ewa od kiedy ją znam, czyli jeszcze w czasach, gdy była dziewczyną, a nie narzeczoną, nie jadła mięsa. Nie była typową wegetarianką. Zdarzało jej się przy jakiejś okazji wciągnąć śledzika czy zjeść michę rosołu. Ale stejka czy innego schaboszczaka nie ruszała. Na nikim nie robiło to wrażenia, woli sałatę od sztuki mięsa, jej sprawa.
I tak to trwało. Do czasu gdy przekopując się przez zasoby internetu w poszukiwaniu przepisów kulinarnych Ewa trafiła na jakąś listę dyskusyjną, grupę wsparcia czy coś w ten deseń. Zarzuciła okazjonalne spożywanie ryb, owoców morza i zup na mięsnym wywarze. W zasadzie wszyscy znajomi potraktowali to jako coś naturalnego. Niestety następnym etapem rozwoju Ewy jako wegetarianki był etap kaznodziejski. Nie przepuściła żadnej okazji, by zrobić wykład o wyższości diety bezmięsnej nad mięsną. Ale że robiła to w sposób kulturalny i stosunkowo rzeczowy (jak dla laika), traktowaliśmy to jako trochę upierdliwe, ale nieszkodliwe w sumie dziwactwo. Ot, nadgorliwość neofity. Jedynie Adam przeczuwał co się święci. W końcu miał ją koło siebie na co dzień.

I teraz akcja właściwa. Pierwszy dzień zlotu, stoję przy stole w grill-chacie i przygotowuję kolację. Narobiłem szaszłyków mięsnych, narobiłem warzywnych, zamarynowałem w oleju z ziołami cukinie, przygotowałem ziemniaki do pieczenia. Dumny z dobrze wykonanej pracy popijam browarka i gaworzę z koleżką, który mi pomagał. Wchodzi Ewa i zagaduje:
- Napracowałeś się.
- No trochę tak, ale widok wcinających z apetytem ludzi to wystarczająca nagroda za poniesione trudy, a dla ciebie specjalnie zrobiłem szaszłyczki z warzywek i pieczone pyry z gzikiem.
- Ale wiesz, nie powinieneś przygotowywać dań mięsnych i jarskich w samym miejscu i czasie. Bezmiar cierpienia istot żywych tuczonych na rzeź, ich strach i ból generuje tyle negatywnej energii, którą emanuje później mięso, że warzywa w takim przypadku stają się też praktycznie niejadalne dla osoby świadomej. Teraz to już nawet za późno na rytuał oczyszczenia, skoro wszystko to leży razem na jednym stole.
- Ty Ewka to jajcara jednak jesteś, masz, chlapnij sobie browara z nami.

Ewa jednak nie żartowała. W niezauważony dla większości sposób przeszła w tryb wegetarianki wojującej. Przez resztę zlotu żarła to swoje tofu z hermetycznych pudełek, bo okazuje się, że nawet grilowanie na tym samym ruszcie warzyw i mięsa powoduje, że te pierwsze stają się niejadalne.
Trochę przykre to było, gdy za każdym razem krzywiła się widząc, jak ktoś je coś innego niż brukiew, to jej dogadywanie o zarzynaniu biednych zwierząt, o braku empatii. Te pseudomądrości o emanowaniu złą energią i kiepskim zapachem, czy dla odmiany o wchodzeniu na wyższy poziom rozwoju duchowego. Ale cztery dni minęły jak z bicza strzelił i rozjechaliśmy się do domów.

Spotykam Adama po jakimś czasie, gadamy o tym i owym, pytam, co u Ewki. Już nie są razem. Czemu?
Zaczęła go urabiać. Do tej pory każde gotowało sobie samo. Aż tu nagle zaczęła robić wegetariańskie obiadki i kolacyjki, podobno nawet niezłe – to najpierw. Ale Adaś to typowy mięsożerca i po prostu lubi wciągnąć kawał mięsa, więc od czasu do czasu robił sobie coś, co lubił. Efektem tego był szlaban na seks. Nie został co prawda zwerbalizowany, ale dało zauważyć się wyraźną korelację: jest schabowy, nie ma bzykania. Do tego nieustanne pogadanki umoralniające. Foch jak stąd do Hoboken, że śmiał założyć skórzaną kurtkę czy buty. Dyskusje do rana z jej podobnymi przez Skype lub u nich w domu. Adam próbował rozmawiać, tłumaczył, że rozumie i szanuje, ale wskazywał też ewidentne przegięcia, proponował wizytę u jakiegoś terapeuty. Nic nie trafiało. Odsunęli się od nich praktycznie wszyscy znajomi. I tak się to ciągnęło miesiącami, w Adamie rosło zmęczenie i gasło uczucie.
Aż przyszedł ten krytyczny dzień, o wydarzeniach którego nie za bardzo chciał mówić. Efekt był jednak taki, że Ewka spakowała mandżur z najpotrzebniejszymi rzeczami i wybiegła z płaczem krzycząc, jak bardzo się na nim zawiodła, że odtrącił jej pomocną dłoń, że ma nadzieję, że gdy wreszcie zrozumie, że zatraca swe człowieczeństwo, nie będzie za późno. Parę dni później zabrała co jej i tyle ją widział.

Gwoli wyjaśnienia. Wegetarianizm tak naprawdę nie ma tu nic do rzeczy. Świat pełen jest bezwzględnych "guru" potrafiących znaleźć w innym człowieku czułą strunę i grać na niej z sobie tylko znanych pobudek.

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 155 (179)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…