Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#81761

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu siostra brała ślub. Już podczas przygotowań młodzi jasno określili, że nie chcą na weselu żadnych dzieci, gdyż mieli niesympatyczne doświadczenie z wesela znajomych. Na szczęście wśród zaproszonych gości było niewiele osób posiadających latorośle, właściwie tylko nasz kuzyn miał dwójkę maluchów (jedno roczek, drugie cztery lata), dlatego siostra, przy wręczaniu zaproszenia, delikatnie napomknęła, że raczej dzieci nie będą zbyt mile widziane. Kuzyn głową pokiwał i jak sam stwierdził, on to doskonale rozumie i im także nie będzie się chciało zabawiać potomków, a druga babcia na pewno chętnie przygarnie wnuczęta. Miało być piękne, wyszło jak zawsze.


Dzień ślubu. Kuzyn wraz z rodzinką pojawia się pod kościołem oczywiście z dwójką maluchów pod pachą. No cóż, może później odwiezie je do domu. Msza się zaczyna, a nagle na cały kościół słychać znajomą muzyczkę z gry na telefon. Wszyscy odwracają się do tyłu. I co widzą? Starszy maluch sobie gra, a dziadek (mój wujek) mu zawzięcie kibicuje. Nawet nie myślą, by dźwięk ściszyć. Jako świadek, poczuwszy obowiązek „ratowania” ślubu i filmu, podeszłam poprosić ich, by chociaż dźwięk wyłączyli. Wujek powiedział, że nie potrafi i co to komu przeszkadza?! A no wszystkim! Zaproponowałam, że sama to zrobię, chciałam małego poprosić, by dał mi telefon, a ja zaraz mu oddam. To był błąd. Otworzył bramy piekieł. Mały zaczął się drzeć na cały kościół jak syrena strażacka. Dobrze, że rodzice byli na tyle ogarnięci, że wyprowadzili dzieciaka na zewnątrz. Później wujostwo stwierdziło, że to moja wina, gdyż biednemu kochanemu aniołkowi chciałam zabrać telefon, gdy on się tak grzecznie bawił.


Ceremonia się skończyła, pora jechać na wesele. Czy ktoś pojechał odwieźć maluchy? A skądże! Małe bestie, sztuk dwa, przyjeżdżają z rodzicami na salę. Widziałam po siostrze, że jest zła, ale wraz z mężem stwierdzili, że nie ma sensu robić teraz cyrków. Bo może nie mieli z kim małych zostawić? Może druga babcia się pochorowała? Ale w takim razie może wypadłoby poinformować wcześniej, że jednak będzie ich więcej? W końcu to chyba oczywiste, że sale wynajmuje się na konkretną ilość osób i nawet jedno dodatkowe dziecko może być problemem. Na szczęście młodzi pomyśleli i wzięli dodatkowe miejsce, tak na wszelki wypadek. Ale co z młodszym? Niestety na sali nie było krzesełka przystosowanego pod małe dziecko, więc wujek od razu zaczął wyklinać młodych za to, że wynajęli lokal, który jest nieprzystosowany pod potrzeby ich cudownego wnuczka. Bo chyba powinni się domyślić, że oni jednak przyjdą z dziećmi! Co dziwne rodzice młodych nie robili większych problemów, to wujaszek wraz ze swą żoną na wszystko narzekał.


Przez kilka godzin, kilka osób męczyło się, żeby przed weselem wyznaczyć gościom miejsca. Młodym zależało, żeby rodziny/znajomi siedzieli blisko siebie, a jednocześnie, żeby młodsi siedzieli z młodszymi, a starsi ze starszymi. Tak, by każdy miał z kim porozmawiać i nie czuć się niekomfortowo. Po wielu próbach udało nam się wybrać odpowiedni układ, wydrukowaliśmy karteczki, położyliśmy je przy miejscach. Po złożeniu życzeń młodej parze wchodzę wraz z młodymi i drugim świadkiem jako ostatnia na sale, a tam istny chaos. Nikt nie może znaleźć swego miejsca. Jedna para zamiast siedzieć obok siebie siedzi na dwóch różnych końcach innych stołów.

Biegniemy szybko po ściągę, na której mieliśmy zapisane kto i gdzie miał siedzieć. I co? No i oczywiście kochany wujaszek musiał wszystko zepsuć, bo on chciał siedzieć koło swoich ukochanych wnuczków! Czyli obok młodych, więc sobie karteczki poprzestawiał i tak ma być! Bo on tak chce! A wspomniałam, że gdy kuzynostwo brało ślub kilka lat temu, to usadowili gości w podobny sposób i jakoś mu to nie przeszkadzało? Oczywiście niczym nie dało się mu przetłumaczyć, że to najlepszy układ, zwłaszcza dla pary, która została rozdzielona i nie znała nikogo z obecnych ( nie licząc pary młodej).

Przyszedł czas na pierwszy taniec, podczas którego zaczęto puszczać bańki mydlane. Dla dzieciaków istny raj, a rodzice ani dziadkowie nawet nie myśleli, żeby je pilnować, więc wybiegło sobie jedno na parkiet i oberwało sukienką siostry. Krzyk, płacz i wściekłość wujostwa, no bo kto to widział, żeby puszczać bańki mydlane na weselu! Przecież to oczywiste, że ten mały pomiot będzie je łapał! I dlaczego świadek ich nie pilnował, przecież to mój obowiązek! Pierwszy taniec zniszczony, dobrze że chociaż drugi im wyszedł.


A najzabawniejsze było to, że gdy kuzynostwo nakarmiło dzieciaki weselnym żarciem powiedzieli, że zabierają je do babci. Ach, czyli babcia od początku mogła się nimi zająć! Jeszcze się przyznali, że zabrali je, bo wujaszek nalegał, bo on tak kocha te dwa papuśne bachorki, które rozpieszcza do granic możliwości, że nie wyobrażał sobie, że miałyby nie przyjść.
Tak. Nie lubię tych dzieci, rozpuścili je straszliwie. Za wujaszkiem też nikt w rodzinie nie przepada, ale jak siostra stwierdziła: „Nie wypada go nie zaprosić”.

inne

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 205 (239)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…