Pierwsza historyjka wspominkowa z przyjaciółmi ze szkoły w tle.
W ogólniaku w czterech chłopaków i cztery dziewczyny tworzyliśmy zgraną paczkę. Orbitowało wokół nas kilka osób, ale my trzymaliśmy się mocno razem. Razem się dużo bawiliśmy i razem trochę rozrabialiśmy. Po ogólniaku mimo tego, że każdy wybrał swoją ścieżkę życiową, nadal trzymaliśmy się razem, w końcu mieszkaliśmy w tym samym mieście. Bawiliśmy się ostro, ale rozrabialiśmy już trochę mniej.
Po studiach wiadomo, praca, żony, mężowie, dzieci. Ale kontaktu nie zerwaliśmy. Spotykaliśmy się okazjonalnie, a raz do roku organizowaliśmy grubszy jubel. Kilka lat temu jeden z chłopaków napotkał na swej drodze przeznaczenie w postaci nieoświetlonej przyczepy rolniczej. Dowiedziałem się o tym w przeddzień wyjazdu na wakacje.
Już będąc na miejscu obdzwaniałem ludzi z naszej paczki i resztę zaprzyjaźnionych osób informując o terminie pogrzebu. Odpowiedzi były różne. Będę na 100%, postaram się wyrwać z roboty, niestety jestem za granicą, nie dam rady bo jestem na wczasach z rodziną. I ta jedna, która wryła mi się w pamięć słowo w słowo i spowodowała, że o tym tu piszę
- Chyba nie uważasz, że przerwę wakacje żeby pojechać na JAKIŚ pogrzeb?
Pretensja w głosie, a wręcz oburzenie, że ośmielam się dzwonić w sprawie JAKIEGOŚ pogrzebu były tak wyraźne, że aż mnie zmroziło.
- Ja niczego nie uważam, po prostu przekazuję informację. A ty zrobisz z nią co uznasz za stosowne.
Treść zrozumiałem od razu, formy nie mogę zrozumieć, ani znaleźć dla niej usprawiedliwienia po dziś dzień.
Dwa dni później zapakowałem się w samochód i pojechałem pożegnać kumpla. Wieczorem byłem z powrotem. Zdążyłem się jeszcze skuć na smutno, rozpamiętując co tak naprawdę w ludziach siedzi.
W ogólniaku w czterech chłopaków i cztery dziewczyny tworzyliśmy zgraną paczkę. Orbitowało wokół nas kilka osób, ale my trzymaliśmy się mocno razem. Razem się dużo bawiliśmy i razem trochę rozrabialiśmy. Po ogólniaku mimo tego, że każdy wybrał swoją ścieżkę życiową, nadal trzymaliśmy się razem, w końcu mieszkaliśmy w tym samym mieście. Bawiliśmy się ostro, ale rozrabialiśmy już trochę mniej.
Po studiach wiadomo, praca, żony, mężowie, dzieci. Ale kontaktu nie zerwaliśmy. Spotykaliśmy się okazjonalnie, a raz do roku organizowaliśmy grubszy jubel. Kilka lat temu jeden z chłopaków napotkał na swej drodze przeznaczenie w postaci nieoświetlonej przyczepy rolniczej. Dowiedziałem się o tym w przeddzień wyjazdu na wakacje.
Już będąc na miejscu obdzwaniałem ludzi z naszej paczki i resztę zaprzyjaźnionych osób informując o terminie pogrzebu. Odpowiedzi były różne. Będę na 100%, postaram się wyrwać z roboty, niestety jestem za granicą, nie dam rady bo jestem na wczasach z rodziną. I ta jedna, która wryła mi się w pamięć słowo w słowo i spowodowała, że o tym tu piszę
- Chyba nie uważasz, że przerwę wakacje żeby pojechać na JAKIŚ pogrzeb?
Pretensja w głosie, a wręcz oburzenie, że ośmielam się dzwonić w sprawie JAKIEGOŚ pogrzebu były tak wyraźne, że aż mnie zmroziło.
- Ja niczego nie uważam, po prostu przekazuję informację. A ty zrobisz z nią co uznasz za stosowne.
Treść zrozumiałem od razu, formy nie mogę zrozumieć, ani znaleźć dla niej usprawiedliwienia po dziś dzień.
Dwa dni później zapakowałem się w samochód i pojechałem pożegnać kumpla. Wieczorem byłem z powrotem. Zdążyłem się jeszcze skuć na smutno, rozpamiętując co tak naprawdę w ludziach siedzi.
Ocena:
186
(212)
Komentarze