Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#81859

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia ta przydarzyła się mojemu starszemu bratu, jeszcze za czasów studenckich. Było to bardzo dawno temu, bo w roku 1993. Dziwne to były czasy i jakże inne od naszych. Nie było żadnych smartfonów i fejsbuków. Nie było jutuba, tylko zwykły radiomagnetofon marki "kasprzak" leciał tylko Haddway- what is love, albo MC Hammer z kasety.

Jednakże w akademikach od tamtego czasu chyba niewiele się zmieniło. Postaram się odrobinę przedstawić ich warunki mieszkaniowe. Wystrój wówczas przypominał celę więzienną albo szpital psychiatryczny. Generalnie wystroju tam było niewiele. Jak to u facetów, meble mocno zdezelowane, a po imprezach takie rzeczy jak krzesła czy stoły nigdy nie znajdowały się w pozycjach przewidzianych przez producenta.

Mieszkali sobie tam we trzech. Mój brat Endrju i jego kumple Hans i Baryła. W pokoju znajdowały się łóżka, lub tzw. tapczany, po czseku taki mebel nazywa się rypok studentski. Na środku stał zdezelowany stolik, bliżej nieokreślonego koloru, ufajdany niemiłosiernie, pełen zaschniętych much i resztek jadła. Nie mieli zasłon, bo po co dawać coś co tylko wisi i nic nie robi? Mieli nawet jeden talerz, który głównie robił za popielniczkę. Chociaż za popielniczkę robiła też stara zeschnięta paprotka w doniczce na parapecie. W jednym kącie odpadał tynk, w drugim był grzyb, a w trzecim na dużej pajęczynie radośnie dyndał sobie czwarty lokator. Wypasiony pająk krzyżak o dźwięcznym imieniu dżordż, który w zamian za miejsce wyłapywał im muchy i komary. Do tego lamperia w kolorze sraczki dopełniała obrazu. Znawca tematu, niekoniecznie architekt określił by te warunki jako syf kiła i mogiła.

Po co o tym piszę? Ano po to żeby pokazać, że chłopaki do raczej delikatnych nie należeli. To nie są dzisiejsi wymuskani, bezglutenowi i delikatni hipsterzy. To twarde chłopy, których niewiele rzeczy jest w stanie zaskoczyć a jeszcze mniej jest w stanie wywołać odrazę. Udało się to piekielnemu czwartemu lokatorowi (lub piątemu, licząc razem z dżordżem).

Pojawił się u nich w pokoju jakiś dziwny koleś. Pochodził z jakiegoś malowniczo położonego zadupia z końca mapy. Charakterystyczną cechą owego gościa było to, że praktycznie wcale nie opuszczał łóżka. Mógł leżeć cały dzień, chodził tylko do klopa, chociaż pewnie gdyby pomieszkał z nimi dłużej to może podstawił by sobie wiadro.

Po jakimś czasie od jego pojawienia w pokoiku pojawił się trudny do identyfikacji i jeszcze trudniejszy do lokalizacji smród. Coś musiało tam rzeczywiście walić bardziej niż zwykle, bo chłopaki komisyjnie stwierdzili, że chyba kot się tam gdzieś musiał skasztanić, bo wytrzymać nie szło. Tylko skąd tam kot? Okna za bardzo nie dawało się otwierać, bo to już późna jesień była i nieźle wówczas przymroziło.

Jak to ze studentami bywa, chłopaki mało jedli ale za to więcej pili. Hans był na spotkaniu z kolegami, zabrał nawet swój zeszyt do politechniki, w celu wymiany notatek i wrócił oczywiście totalnie narąbany. Żyroskop się mu rozregulował i zniosło go do przydrożnego rowu. Było zimno, ale przezorny Hans przykrył się rowerem. O dziwo nie pomogło i strasznie się przeziębił. Początkowo nie był w stanie leżeć bez trzymanki, później miał kacora giganta. Wtedy nie było mowy o otwieraniu okna.

Smród był już przeogromny, jako że kaloryfery napierdzielały jak grzejniki w PKP w letnie popołudnie.

Jako że Piekielny z wyra się nie ruszał, był też głównym podejrzanym odnośnie smrodu, bo pojawił się praktycznie razem z nim. Chłopaki mieli już tego dość. Wysłali piekielnego w miasto po klina dla Hansa, Wkręcili mu że im się zapasy skończyły, a gdy wyszedł, rozpoczęli przeszukiwanie. Szybko okazało się że smrodek zawiewa od jego łóżka. Postanowili je odsunąć.... i to był błąd. Okazało się że za wyrem pomiędzy materacem a ścianą były poupychane majty i skarpety. Gościu nosił je chyba dość długo a potem zamiast prać, tylko upychał za łóżkiem. Te na dole już zaczynały zmieniać kolor na zielony i chyba porastały mchem a na pewno pleśnią. Obraz zmroził im krew, a smród powalił. Hans wytrzeźwiał i puścił horyzontalnego pawia. Baryła wybiegł z krzykiem a mój brat opowiadał mi że poczuł się jakby mu ktoś w morde dał. Usłyszeli jeszcze ciche pacnięcie. To dżordż stracił przytomność i odpadł z pajęczyny.

Skończyło się na tym że piekielny nie miał później z nimi życia i musiał się wyprowadzić.

A ja się tylko zastanawiam skąd się biorą tacy ludzie? Mają jakiś wstręt do wody? Fakt że działo się to ponad 20 lat temu daje jednak nadzieję, że dzisiaj już nie spotyka się takiej patologi.

akademik

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 222 (276)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…