Zwolnił nam się kolega z pracy, w związku z tym pozostało nas troje na trzy punkty.
Oczywiście natychmiast poszło ogłoszenie, że firma poszukuje pracownika, ale opinia o firmie jest jaka jest, dużo chętnych nie było.
Minął miesiąc. Potem drugi. Pojawiła się osoba chętna i zaczęła się uczyć. Po dwóch tygodniach zrezygnowała (bo papierów dużo, a system operacyjny, z którego korzystamy, bardzo mało intuicyjny - trzeba wykuć na blachę, bo inaczej błądzisz). Nic to, szukamy dalej.
W międzyczasie mija kolejny miesiąc i zaczynamy się zastanawiać, co z naszymi dniami wolnymi. W teorii miała jeździć szefowa na podmianki, w praktyce natomiast już tak różowo nie było. Przez te 3 miesiące jedyne dni wolne to niedziele.
Zaczynamy się upominać o swoje, ale nic z tego - nic nie zrobimy, nie ma pracownika. No i w końcu jest! Trafiła się osoba całkiem ogarnięta, ale mimo to potrzeba czasu na przyuczenie. Więc wolnego nadal nie ma, bo za szybko, żeby nowa osoba została sama. No i przyszły święta.
Tradycyjnie w Wielką Sobotę dostajemy telefon od szefostwa z życzeniami i dyspozycje, że punkty mamy zamykać o 12 i lecieć świętować z rodziną. Tak było do tej pory, w tym roku już niestety nie. Ani skrócenia godzin, ani życzeń, zero odzewu, jakbyśmy nie istnieli.
I to wszystko w podziękowaniu za te miesiące pracy w zasadzie non-stop. Więc zamiast przygotowywać się do świąt, siedzieliśmy 5h w pracy, po to, żeby obsłużyć JEDNĄ osobę.
I wiem, nasza wina, że tak sobie pozwoliliśmy. Ale mimo wszystko, dla mnie totalne chamstwo i brak szacunku ze strony szefostwa...
Oczywiście natychmiast poszło ogłoszenie, że firma poszukuje pracownika, ale opinia o firmie jest jaka jest, dużo chętnych nie było.
Minął miesiąc. Potem drugi. Pojawiła się osoba chętna i zaczęła się uczyć. Po dwóch tygodniach zrezygnowała (bo papierów dużo, a system operacyjny, z którego korzystamy, bardzo mało intuicyjny - trzeba wykuć na blachę, bo inaczej błądzisz). Nic to, szukamy dalej.
W międzyczasie mija kolejny miesiąc i zaczynamy się zastanawiać, co z naszymi dniami wolnymi. W teorii miała jeździć szefowa na podmianki, w praktyce natomiast już tak różowo nie było. Przez te 3 miesiące jedyne dni wolne to niedziele.
Zaczynamy się upominać o swoje, ale nic z tego - nic nie zrobimy, nie ma pracownika. No i w końcu jest! Trafiła się osoba całkiem ogarnięta, ale mimo to potrzeba czasu na przyuczenie. Więc wolnego nadal nie ma, bo za szybko, żeby nowa osoba została sama. No i przyszły święta.
Tradycyjnie w Wielką Sobotę dostajemy telefon od szefostwa z życzeniami i dyspozycje, że punkty mamy zamykać o 12 i lecieć świętować z rodziną. Tak było do tej pory, w tym roku już niestety nie. Ani skrócenia godzin, ani życzeń, zero odzewu, jakbyśmy nie istnieli.
I to wszystko w podziękowaniu za te miesiące pracy w zasadzie non-stop. Więc zamiast przygotowywać się do świąt, siedzieliśmy 5h w pracy, po to, żeby obsłużyć JEDNĄ osobę.
I wiem, nasza wina, że tak sobie pozwoliliśmy. Ale mimo wszystko, dla mnie totalne chamstwo i brak szacunku ze strony szefostwa...
Handel
Ocena:
129
(171)
Komentarze