Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#82085

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pewien komentarz pod jedną z historii natchnął mnie do napisania o tym, że ludzie nie czytają ogłoszeń. Niby nic nowego, ale....

Jestem opiekunką w przedszkolu prywatnym, które jest otwarte w tym tygodniu (30.04 - 4.05) w poniedziałek, środę i piątek. Wtorek i czwartek mamy zamknięte. W związku z tym od ponad dwóch tygodni zbieramy informacje dotyczące obecności dzieci w placówce. Na drzwiach wisiała lista, na której należało zaznaczyć, w które dni dziecko będzie obecne (lub nie). Wstawić w kratkę znak plus lub minus. Dyrektor przedszkola wysłał 3 maile na przestrzeni 3 tygodni z prośbą o informowanie nauczycielek o obecności (lub nie) dziecka.

Informacje te były nam potrzebne z prostej przyczyny. Firma przygotowująca i dostarczająca nam posiłki chciała wiedzieć, ile takowych ma przygotować, żeby móc się odpowiednio zaopatrzyć w potrzebne produkty, tak by część pracowników też mogła iść na urlop.
Komunikat do rodziców był prosty - dziecko niezapisane uznane będzie za nieobecne i posiłek nie będzie dla
niego przygotowany. Proste i jasne.

Niestety nie dla wszystkich.
W poniedziałek rano zameldowała nam się 20 dzieci (z całego przedszkola), których rodzice nie poinformowali nas o obecności (mimo listy, maili i pytań nauczycielek). W mojej grupie takich delikwentów pojawiło się trzech.

Teraz wyobraźcie sobie jakie larum się podniosło na moje stwierdzenie, że dla Antka, Krzysia i Józia nie ma jedzenia i trzeba przynieść śniadanie, obiad i podwieczorek.
"A skąd ja pani teraz wezmę coś dla niego??!!"(miejsce, w którym znajduje się przedszkole jest dość oddalone od wszelkich jadłodajni i sklepów, a jedyna stołówka jest w te dni zamknięta)
"Ale ja płacę za posiłki, to ma dostać!!" (niestety pani się mocno pomyliła, opłaty za posiłki wnoszone są z końcem miesiąca, po odliczeniu wszystkich nieobecności dziecka). " "Jak to nie będzie obiadu??!! A skąd ja miałam wiedzieć?!" - to tylko nieliczne ze zdań przeze mnie usłyszanych.

I wiecie, to nie tak, że jestem złośliwa i nie dałam dziecku obiadu, bo ma rodzica palanta, który nie czyta ogłoszeń lub myśli, że jest zbyt dobry na to, by podzielić się ze mną tak tajną informacją, jak obecność jego dziecka w dniu 30 kwietnia w przedszkolu.
Ja po prostu tego obiadu nie mam. Ilość chleba na śniadanie jest wydzielona, mięsa na obiad i jogurtów na podwieczorek też. Nie zabiorę przecież innemu dziecku połowy kotleta.

Po nieskończonej ilości tłumaczeń większość rodziców jakieś tam posiłki (z wielkim fochem) dostarczyła, część dzieci została zabrana do domu (również z wielkim fochem). Jeden chłopczyk, którego rodzice olali sprawę, po prostu zjadł mój obiad z domu.
I tylko taki niesmak pozostał, a pointy sensownej brak....

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 222 (232)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…