Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#82159

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję jako programista i moim zadaniem miało być rozwijanie systemu informatycznego. System ten tworzony jest od około 1999 roku, więc można powiedzieć że ma on już swoje lata. Rzesze ambitnych programistów podobnych do mnie wylewało z siebie siódme poty, próbując zmusić krnąbrną aplikację do współpracy. Efektem tej krucjaty jest istny miszmasz archaizmów i nowoczesnych rozwiązań, mieszanka kodu napisanego w miarę dobrze i tego tworzonego pod presją zbliżającej się nieubłaganie linii śmierci. Ogólnie cyrk na kółkach, ale przynajmniej jest zabawnie.

Jakiś czas temu, zajęty ogarnianiem wszechobecnego syfu, jaki powstał po kolejnej awarii bazy danych, zdałem sobie sprawę, że podobne sytuacje od jakiegoś czasu powtarzają się niepokojąco często. Zainteresowany tematem, zagłębiłem się w starożytne pisma, zwane przez niektórych logami systemowymi, i rozpocząłem analizę bebechów w poszukiwaniu źródła problemu. Niestety mistyczne duchy bazy danych najwyraźniej wyczuły moją ingerencję w ich tajemne knowania. Kolejna awaria była istnym pierdo... Była bardzo poważna i administratorzy za cholerę nie mogli podnieść bazy na nogi. Wybuchła panika. Zapytacie o kopię zapasową. A co to jest kopia zapasowa, kto by się takimi pierdołami w ogóle przejmował? Po tygodniowej walce wiktoria, wszystko chyba działa.

Sytuacja ta dała zarządowi firmy co nieco do myślenia. Nasze wcześniejsze błagania o zatrudnienie kilku nowych pracowników były za każdym razem zbywane. Dajecie se jakoś radę? To po jaki wałek kręcicie temat? Tym razem zatrudniono pięciu nowych pracowników do działu IT. Czterech juniorów i ON. Dla ułatwienia sprawy nazwijmy go Mietek.

Mietek jest tak zwanym "Uber Senior Master Yoda Developerem". Serio, można mu zarzucić wiele, ale wiedzę chłop ma ogromną. I być może współpraca z nim nie byłaby taka zła, gdyby Miecio za punkt honoru nie obrał sobie przekształcenia naszego małego działu IT w trybik wielkiej maszyny zwanej korpo. I nie zrozumcie mnie źle, nie mam kompletnie nic do wielkich korporacji. Jednak nie zawsze systemy, które działają w przypadku licznej ekipy projektowej sprawdzą się w przypadku małego ośmioosobowego zespołu. Chociaż jeżeli w korpo odwalają się takie jaja, jakie Mietek zgotował nam, to ja chyba nie chcę pracować w korporacji. :)

Początek nie był aż tak zły. Miecio stwierdził, że zanim zacznie działać, musi poznać zarówno aplikację, jak i ekipę. Zrozumiałe. Sprowadzało się to do tego, że Mietek pół dnia siedział i dłubał coś w kodzie, przeklinając pod nosem. Natomiast drugie pół chodził między biurkami, podrzucając piłeczkę i raz po raz zadając irracjonalne pytania. Serio, skąd mam wiedzieć, co się stanie, jak zmienię warunek w metodzie klasy, którą ostatnio na oczy widziałem ponad pół roku temu. Dla zobrazowania debilizmu tego pytania: wyobraźcie sobie, że jesteście na plaży, zrobiliście babkę z piasku i nagle ktoś was pyta, czy to ziarenko piasku, na lewo od tego kamyczka, jest szare, czy brązowe...

Aż w końcu nadszedł dzień, gdy nasz nowy szef stwierdził, że już wszystko wie i zaczynamy działać. Hurra!

Plan był taki, że on będzie analizował kod i pisał, co i jak mamy zmienić, a my zajmiemy się gwałceniem klawiatur. Sensowne, ale:

- za wszystko dostawaliśmy gwiazdki lub czaszki (przedszkole wita).Osoba, która nazbierała najwięcej gwiazdek mogła (UWAGA!) wybrać sobie, czym będzie się zajmować w następnym tygodniu, natomiast najskuteczniejszy nekromanta w zespole dostawał najtrudniejsze zadanie.

- zadania (poza dwoma w/w przypadkami) były losowane z magicznego pudełka. Co z tego, że A świetnie znał daną część systemu, jeśli to B wylosował zadanie jej modyfikacji. A tylko spróbuj się zamienić!

- wygodne krzesła zostały wymienione na piłki. Ogólnie rozumiem, dobre to dla kręgosłupa, ale na niższe biurka do kompletu to chyba budżetu zabrakło.

- codziennie rano organizowane było spotkanie, które wyglądało następująco - Mietek rzucał piłkę do losowej osoby, a ta musiała natychmiast powiedzieć, co wczoraj robiła w pracy. Zawahałeś się chociaż sekundę, dostawałeś czaszkę.

- Mieciu lubił prowadzić tak zwane testy dyspozycyjności. Dostajesz maila od Mietka i nie odpisujesz w ciągu 20 sekund? Dostajesz czachę! Byłeś w kiblu na dwójce i nie odebrałeś telefonu od Miecia? CZACHA!

- Masz problem i chcesz skorzystać z wiedzy bardziej doświadczonego przełożonego? Cytat: "Google jest jak Bóg, znajdziesz tam wszystkie odpowiedzi.". To ja z szefem gadam, czy znowu na elektrodę wszedłem?

- Mieciu stwierdził, że załatwi nam książki, które na bank pomogą nam w pracy. Super! Z niecierpliwością czekamy na jakieś książki opisujące zaawansowane meandry języka, którego używamy. Dostajemy cztery pseudokołczingowe ścierwa a la "JESTEŚ ZWYCIĘZCĄ!" i poradnik podstaw języka. Super!

Było ciężko, ale jakoś wytrzymywaliśmy z męczącym szefuńciem. Nadszedł jednak dzień, w którym Mietek oznajmił nam, że zarząd jest niezadowolony i trzeba jak najszybciej napisać cały system od nowa, utrzymując w międzyczasie stary w jako takim porządku. Poza tym zagroził, że od teraz osoba z co najmniej pięcioma czaszkami może zapomnieć o premii, a delikwent z aż dziesięcioma czaszkami wyleci na zbity pysk. Postanowiliśmy przyśpieszyć trochę tę akcję i stara ekipa tego samego dnia złożyła wypowiedzenie.

Za kilka dni kończy nam się okres wypowiedzenia, a Mietek zostanie z czterema juniorami, którzy ledwo poruszają się po kodzie, zaczątkiem nowej aplikacji i dogorywającym trupem, który ledwo działa.

Powodzenia. :)

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 394 (396)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…