Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#82175

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Szukając swojego miejsca na ziemi, załapałam się na sezon do lodziarni. Z pracą się pożegnałam z powodu doznanego (lekkiego, na szczęście) udaru cieplnego.

Historia będzie koleżanki, która wczoraj poszła w moje ślady.

Stawka to 11 zł/godz. + premia 50-70 zł do tygodniówki. Jeśli już ktoś straaasznie potrzebował umowę, to była to zleceniówka na 1000 zł, ale niechętnie przyznawana. Chorobowego, urlopu i takich tam zbędnych pie*dół - oczywiście brak. Ale jak na moje okolice, to przedsionek raju.

Premii oczywiście nie dostawało się za deszczową pogodę i nędzny utarg. Można było liczyć na dodatek tylko w przypadku wzmożonego ruchu. I to by był dobry system, gdyby rzeczywiście działał.

Jak zauważyliście, ostatnio mamy falę upałów. A teraz wyobraźcie sobie, co dzieje się w lodziarni, w centrum miasta, w pobliżu kościoła, w gorącą niedzielę niehandlową.

Piekło.

W tym miejscu wypada, bym opisała stanowisko pracy. Przyczepa (nie budka), bez bieżącej wody (turystyczny kran ze zlewem). Dwie maszyny (do lodów + granitor), dmuchające gorącym powietrzem do środka + lodówka + bemar z polewami, spełniający dodatkowo funkcję grzejnika. Pozytywnym aspektem tej koszmarnie wysokiej temperatury wewnątrz, były zawsze kruche wafle. Jeśli poczułaś ochotę na grzankę, wystarczyło, że wyjęłaś chleb z torebki. Otwarte okienko dla klientów i wiecznie otwarte drzwi w celu zrobienia przeciągu (albo przeciąg, albo piekarnik, wybierz mądrze). Tę przyczepę z pewnością projektował sadysta.

Koleżanka z góry wiedziała, że nie wytrzyma tam w niedzielę 11 godzin w upale (pamiętała mój wypadek, a jakże), więc poprosiła szefostwo o zmienniczkę.

Przy ładnej pogodzie do tej lodziarni ciągnie się jedna kolejka od 9:00 do 20:00. To, że się nie da zjeść kanapki nikogo pewnie nie zdziwi. Dużo gorszym problemem jest brak możliwości załatwienia potrzeby fizjologicznej. Teoretycznie zamykałyśmy budkę i chodziłyśmy żebrać o toaletę w okolicznych knajpach. W praktyce: nie da się zamknąć daszku-okienka lodziarni, gdy stoją pod nim klienci i nie wypuszczą cię do kibelka "bo im się należy lód tu i teraz".

Brak możliwości skorzystania z toalety wymusza dwa rozwiązania: nie picie, albo pampers. Z pampersa nikt nie korzystał, więc pozostaje opcja pierwsza. Już wiecie, skąd mój udar.

Koleżanka za sprawą wiecznych przeciągów chodziła do pracy z bolącym uchem. Przez brak możliwości skorzystania z toalety i zmiany kobiecych przyborów higienicznych, dorobiła się również problemów z podwoziem. Stawiała temu czoła, na prośbę szefostwa szkoliła pracowników, werbowała nowych, chodziła na zastępstwa, gdy ktoś inny się pochorował. Wieczne braki kadrowe odbijały się czkawką na pracujących już dziewczynach. A nadal nie ma tam chętnych do pracy.

Ale tę zmienniczkę udało się załatwić. Z innej budki (szefostwo ma ich kilka). No i przyszła... dziewczyna w ciąży. Nie muszę chyba mówić, jakiego wewnętrznego szału dostała koleżanka.

Ta bidulka w ciąży zadzwoniła potem do koleżanki, że ostatni raz się dała na coś takiego, że czuje się paskudnie. I przy okazji przekazała, jaki był utarg tego dnia.

Kochani. 200% normy. Rekord.

A koleżanka, cóż... Wróciła zajechana do domu, otworzyła kopertę z wypłatą i... popłakała się jak bóbr. Ani. Urwał. Jednej. Złotówki. Premii. To przelało czarę goryczy.

Co z tego, że niedziela. Co z tego, że nadgodziny. Co z tego, że jeszcze się nie doprosiła o umowę. Co z tego, że lody podrożały. Że szkoliła, werbowała, łaziła na zastępstwa? Upał, bajeczny utarg? Co z tego?

Wzięła do ręki telefon i napisała do szefostwa, że to nie są warunki do pracy, że albo podwyższą jej stawkę godzinową o 50%, albo do widzenia. Wiedziała, jaką odpowiedź dostanie, to w końcu Polska, tu mało kto da więcej niż minimum. Po prostu chciała odejść bez wyrzutów sumienia, że zostawia kogoś na lodzie. Znając jej głupotę, zostałaby tam i za te 15 zł/godz., gdyby chociaż próbowali o nią zawalczyć. Pracowała tam trzy sezony.

PS. Gdy koleżanka opowiadała mi wczoraj tę historię, ja grzecznie zmieniałam jej zimne okłady na czole.

Gdy dojdzie do siebie, składa CV do owada.

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 142 (176)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…