Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#82210

przez ~parszywek10203 ·
| Do ulubionych
Rodzina mojego narzeczonego jest straszna.

W tym momencie pewnie pomyślicie, że jestem przewrażliwiona, ale nie. Sam narzeczony chce się od nich jak najdalej trzymać. Ojciec? Ukryty alkoholik. Od piątku wieczora do niedzieli rano upity. Po pracy w normalny dzień piwko. Matka? Wie wszystko najlepiej, a ty jesteś głupi, bo chcesz żyć po swojemu. Starszy brat? Dorosły dzieciak, który chciałby dostawać minimum 5k za zerową pracę. Wykształcenie? Zawodowe. O wszystkim co się dzieje w rodzinie wiemy od dziadków, którzy chyba jako jedyni, mają trzeźwy umysł.

Narzeczony się wyrwał. Nie bez małych problemów, bo pierwszy rok na studiach musiał prosić rodziców o pomoc w utrzymaniu, bo mieszkanie i studia zaoczne kosztowały tak, że zostawało mu 200 zł na życie. Potem poznał mnie i koszty się zmniejszyły, bo zamieszkaliśmy razem. Kontakt z rodziną ograniczał się do telefonów na święta i okazyjnego wpadnięcia, bo więcej byśmy nie znieśli - pouczano nas jak żyć, do mnie mówiono, że powinnam to, to i to, a najlepiej już brać ślub i zrobić dziecko, bo mam pracę. Jedynie dbaliśmy o relacje z dziadkami. Obecnie nie stoimy na super poziomie finansowym, ale nie jest źle. I właśnie stąd historia.

Starszy Brat [SB] chodził z 19-latką. Dziewczę raczej spokojne i miłe. Przynajmniej na tyle ile ją znam. Stało się tak, że w ich związku ma się pojawić dziecko. Co robią więc rodzice dziewczyny? Chcą wesele, skromne małe. Co na to rodzice mojego narzeczonego?
- W żadnym razie, nasz syn nie jest dziadem, żeby w remizie wesele robić.
SB dochodów w tamtym momencie nie miał prawie wcale. Łapał fuchy. Rodzice więc zaciągnęli kredyt i zaczęli rozsyłać zaproszenia. I my również je dostaliśmy. Pocztą.

Narzeczony zadzwonił do SB, że raczej się nie pojawimy, bo termin nam nie odpowiadał, a sama relacja narzeczonego z SB była, delikatnie mówiąc, niepoprawna. SB odpowiedział, cenzurując, że nasza obecność nic go nie obchodzi, bo to rodzice robili listę gości i on ma to gdzieś kto będzie, a kto nie. On się żenić nie miał zamiaru, a więc niech robią sobie co chcą. Ale nie obrazi się jak podeślemy coś na dziecko, skoro jesteśmy teraz z Wielkiego Miasta, hehe.

Narzeczony powiedział, że rozważy. Następny telefon to był do rodziców, których również informujemy, że nas nie będzie. Tu już prosto nie było.
- Narzeczony jest do pośladków bratem, skoro nie chce być na weselu.
- Oni specjalnie kredyt wzięli i wesele ma być duże i wszyscy mają być.
- Nawet Ciotka Klotka przyjeżdża z Reichu, to narzeczony tym bardziej musi być.
- Zaplanowany od 1,5 roku wyjazd na inny kontynent nie jest ważnym powodem.
- Liczą na naszą obecność i na to, że koperta zwróci koszty (tak, powiedzieli to wprost).

Koperta się nie zwróciła, nas na weselu nie było. Gdy było blisko narodzin Młodego, zadzwoniłam do (już wtedy) żony SB z pytaniem co im kupić. Zwyczajnie bałam się, że jak wyślę pieniądze to one gdzieś znikną i ani dziecko, ani matka nic nie skorzystają. Dziewczyna wysłała mi na FB wózek dziecięcy. Kwota była duża, ale wózek miał być na więcej czasu niż okres niemowlęcy, bo z możliwością przerobienia na spacerówkę. Zamówiliśmy, zamówienie dotarło. Dziewczę podziękowało, a SB? Przedzwonił do nas z pretensjami, że on wózek może sam sobie kupić, a jemu jest potrzebny hajs, bo zadłużył się u Zdziśka, a z roboty go wywalili. Narzeczony powiedział, że jego to nie obchodzi, bo to miał być prezent dla dziecka, a nie dla niego.

Dziadkowie wyjaśnili czemu SB został zwolniony. Otóż SB idzie w ślady ojca, ale już nie ma oporów przed piwkiem przed pracą, w trakcie, czy po. Dostał dyscyplinarkę, a moja przyszła teściowa poszła do pracodawcy, bo jak on śmiał jej syna zwolnić. Podobno z awantury jaką nakręciła, radość miała cała wioska.

Dziewczę SB poinformowane, że jeśli by czegoś potrzebowała - pieluchy itd, to ma pisać do nas. Nie pisała, bo jak się okazało wkrótce - rozwód.

Rodzice narzeczonego przedzwonili, że, cytując, ta wredna mała prostytutka, naciągnęła biednego SB na dziecko, a teraz się rozwodzi i alimenty chce. Zażądali, abyśmy znaleźli prawnika w Dużym Mieście, żeby to SB wygrał sprawę i żadnych alimentów małolata nie zobaczyła.

Narzeczony, mając już dość rodziców i SB, jasno powiedział, że na żadną pomoc od nas nie mogą liczyć. Mamy swoje życie, swoje potrzeby, a oni interesują się nami tylko gdy potrzebują pieniędzy. Rodzice zagrozili, że go wydziedziczą i że już nigdy ma się do nich nie odzywać.

My trwamy w tej prośbie, ale wczoraj rodzice zmienili zdanie. Zadzwonili. Zgadnijcie dlaczego?

Potrzebują pieniędzy.

rodzinka

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 212 (228)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…