Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#82244

przez ~Dzidzi ·
| Do ulubionych
Tak się złożyło, że w życiu pracowałam w kilkunastu miejscach i w większości z nich organizowano składki na różne okazje. Kilka razy odmówiłam wzięcia udziału w składce, co czasami spotykało się z piekielnymi reakcjami.

1. Pizzeria we Włoszech, w której pracowałam zwykle trzy razy w tygodniu przez kilka godzin, jako doraźna pomoc przy największym ruchu. Zarabiałam tam zawrotną kwotę ok. 70 euro tygodniowo. Dwa tygodnie pod moim przyjęciu dziecko szefa miało chrzciny - szczerze mówiąc nawet nie wiedziałam, że miał nowonarodzone dziecko. Kelnerzy i kucharze zrzucali się na prezent po 50 euro, ja się nie zgodziłam na wzięcie udziału w zbiórce, bo nie będę oddawać prawie całej mojej tygodniówki. Oburzyły się szczególnie dwie kelnerki, że jak to i że czemu, mam się złożyć i nie ma gadania. Popukałam się po głowie i tyle w temacie z mojej strony.

Dzień po chrzcinach jedna z oburzonych wyskoczyła do mnie z ryjem, że mogłam chociaż kartkę z życzeniami dać szefowi dla dziecka i wrzucić chociaż 20 euro do środka...

2. Praca jako kelnerka w firmie cateringowej we Włoszech - pracowałam tam i w wyżej wymienionej pizzerii równocześnie, więc też nie była to praca na etat. Rotacja kelnerów była bardzo duża ze względu na współpracę tej firmy ze szkołą o profilu kelnerskim, tylko kilka twarzy pojawiało się częściej. Za to kucharze i menadżerowie byli stali. Jeden z kucharzy miał obchodzić 50. urodziny, więc menadżer wymyślił, że pozbiera kasę na prezent, ale tylko od kelnerów... Zbiórka trwała dobry miesiąc i każdego nowego prosił o 10 euro na prezent dla kucharza - kucharza, którego część z tych osób nawet na oczy nie widziała ;) Ja też mojego pierwszego dnia pracy zostałam o 10 euro poproszona, ale odmówiłam. Młodzi i naiwni w większości się jednak zgadzali, a koniec końców do zakupu prezentu nie doszło, bo menadżer się pokłócił z kucharzem. Kasa oczywiście została menadżerowi w kieszeni.

3. Praca w barze w Anglii. Zwykle zaczynałam pracę po godzinie 22 i poznałam prawie wszystkie inne osoby tam pracujące, oprócz jeden dziewczyny, która pracowała tam od dawna, ale pół roku wcześniej urodziła dziecko i przychodziła tylko na 4 godziny dziennie popołudniami/wczesnym wieczorem. Ta dziewczyna miała właśnie obchodzić chyba 30. urodziny i jej koleżanki zrzucały się po kilkadziesiąt funtów na prezent. Odmówiłam udziału w zrzutce, bo po prostu nawet nie widziałam jej nigdy na oczy, więc stwierdziłam, że szkoda mi na to kasy. Jedna z współpracownic przez dobre dwa tygodnie przy każdej okazji się dowalała do mnie o to, że musiała przeze mnie dołożyć pięć funtów więcej.

4. Praca w lodziarni/kawiarni w Polsce, u jednego Janusza Biznesu, który gdyby mógł, to by kasował pracowników po pięć złotych za skorzystanie z toalety. Jechał po pracownikach jak po burych sukach, zawsze wszystko było źle, a ludzie za głupi, żeby zrozumieć jego polecenia... Mnie to akurat mało ruszało, bo byłam tam tylko na miesiąc w zastępstwie i nara. Janusz miał mieć imieniny, więc pracownicy ogłosili zrzutkę na zegarek za ponad 2 tysiące dla ukochanego szefa (syndrom sztokholmski chyba im wszedł...).

Pracowałam tam ja i jeszcze cztery inne osoby, kokosów z tego nie było, bo umowa-zlecenie i płacone jak najmniej, więc nawet przy podzieleniu kwoty na pięć osób wychodziło sporo. Jak tylko usłyszałam o tym pomyśle, to ogłosiłam, żeby na mnie nie liczyć, bo co jak co, ale takiemu burakowi prezent się nawet nie należy. Jeden chłopak stwierdził, że jestem egoistyczną k***wą, bo jakbym była koleżeńska, to bym się dołożyła. A poza tym wszyscy mają rodziny i nie mogą sobie na aż taki wydatek wysilić, a ja nie mam męża ani dziecka, więc pewnie mieszkam z mamusią i mogę więcej nawet dołożyć :D Na moją sugestię, że w takim wypadku taniej im wyjdzie zakup pół litra, obraził się i do końca pracy tam nie odzywał do mnie bezpośrednio. Co ciekawe - jednak kupili szefowi ten zegarek, a kiedy on otworzył prezent to stwierdził tylko "Brzydszych nie mieli?" :P

5. Moja koleżanka pracuje w dużej szkole językowej w sekretariacie, niestety, ale jej współpracowniczka z pokoju zmarła w wypadku, więc przez krótki czas, dopóki nie znajdą kogoś na stałe, miałam pomagać w pracy sekretariatu. W pierwszy dzień pracy jedna z nauczycielek powiedziała mi, że mam oddać za kwiaty. Jakie kwiaty? Kwiaty na pogrzeb ich koleżanki... Problem w tym, że pogrzeb był jakieś 4 dni wcześniej, nie znałam jej, nie brałam w nim udziału i wtedy nie wiedziałam jeszcze nawet, że będę pomagać w sekretariacie...

Żeby była jasność - nie jestem złotówą, jeśli zdarzyło mi się pracować gdzieś przez dłuższy czas i miałam dobre relacje ze współpracownikami, to chętnie brałam udział w składkach.

praca

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 185 (209)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…