Trzy miesiące temu zapisywałam się na kontrolę do ginekologa. Cóż, tyle czasu naprzód albo się uda wstrzelić z terminem w odpowiedni czas, albo nie. Przy zapisach rejestratorka uspokoiła mnie, że ewentualne przesunięcie o tydzień nie będzie problemem.
Rzeczywiście zaistniała potrzeba przełożenia wizyty. Dzwoniłam trzy razy (pierwsze dwa czekałam bezskutecznie na lini po 25 minut), trzeci (odebrany zaledwie w 15. minucie) przyniósł informację, że w żadnym wypadku przesunąć mnie nie mogą, co najwyżej mogę czekać kolejne pół roku, jakbym rejestrowała się na nowo.
Udałam się osobiście do placówki - sprawa załatwiona od ręki. Nagle można.
Nadszedł ustalony dzień, w poczekalni przywitała mnie kolejka jak nigdy. Lekarz spóźnił się do pracy. Cóż, różnie bywa, pokażcie mi takiego, komu w życiu się nie zdarzyło. Największym problemem nie był jednak zator, ale inne oczekujące panie.
Tak, wiem, że ciężarne mają prawo wejść bez kolejki. Natomiast tutaj doszło do sytuacji, że kobiety w stanie nieodmiennym (sztuk dwie) czekały w nieskończoność, podczas gdy cały czas dochodziły ciężarne "na swoją godzinę" i wchodziły niemal z marszu - bo mają takie prawo. Były przy tym wredne i aroganckie, prośby i argumenty, że spieszę się do pracy spotykały się jedynie z ironicznymi uśmieszkami i pyskówką. Żeby nie było, jakoś nie wyglądały na biedne, zmęczone i wykończone bohaterskim dźwiganiem przyszłości narodu - wesoło plotkowały na swoje "matkowe" tematy, heheszkując, która ma łatwiej z podrzuceniem poprzednich dzieci dziadkom, a u której synka - cytuję - na USG prędzej było widać sisiolka.
Personel nie mógł nic zrobić, bo ustawa. Przez babsztyle spóźniłam się do pracy ponad godzinę.
Rzeczywiście zaistniała potrzeba przełożenia wizyty. Dzwoniłam trzy razy (pierwsze dwa czekałam bezskutecznie na lini po 25 minut), trzeci (odebrany zaledwie w 15. minucie) przyniósł informację, że w żadnym wypadku przesunąć mnie nie mogą, co najwyżej mogę czekać kolejne pół roku, jakbym rejestrowała się na nowo.
Udałam się osobiście do placówki - sprawa załatwiona od ręki. Nagle można.
Nadszedł ustalony dzień, w poczekalni przywitała mnie kolejka jak nigdy. Lekarz spóźnił się do pracy. Cóż, różnie bywa, pokażcie mi takiego, komu w życiu się nie zdarzyło. Największym problemem nie był jednak zator, ale inne oczekujące panie.
Tak, wiem, że ciężarne mają prawo wejść bez kolejki. Natomiast tutaj doszło do sytuacji, że kobiety w stanie nieodmiennym (sztuk dwie) czekały w nieskończoność, podczas gdy cały czas dochodziły ciężarne "na swoją godzinę" i wchodziły niemal z marszu - bo mają takie prawo. Były przy tym wredne i aroganckie, prośby i argumenty, że spieszę się do pracy spotykały się jedynie z ironicznymi uśmieszkami i pyskówką. Żeby nie było, jakoś nie wyglądały na biedne, zmęczone i wykończone bohaterskim dźwiganiem przyszłości narodu - wesoło plotkowały na swoje "matkowe" tematy, heheszkując, która ma łatwiej z podrzuceniem poprzednich dzieci dziadkom, a u której synka - cytuję - na USG prędzej było widać sisiolka.
Personel nie mógł nic zrobić, bo ustawa. Przez babsztyle spóźniłam się do pracy ponad godzinę.
słuzba_zdrowia
Ocena:
87
(175)
Komentarze