Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#82788

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O próbie wyłudzenia pieniędzy słów kilka...

Rzecz miała miejsce kilka godzin temu i do tej pory nie wierzę, że byłam świadkiem przekroczenia granic absurdu w taki sposób.

Razem z moją Rodzicielką i bratem wyjechaliśmy do jednej z nadmorskich miejscowości na Półwyspie Helskim, po którym ostatnio jeździ autobus o iście piekielnym numerze. Po kilku dniach sielanki, piekielność spotkała nas na parkingu nieopodal portu, kiedy wróciliśmy po nasz samochód.

Między samochodem mojej rodzicielki a samochodem obok stał Facet, a jego syn, zgięty wpół, namiętnie robił zdjęcia drzwi od strony kierowcy ich auta i od strony pasażera (moje miejsce) naszego auta. Kiedy Rodzicielka otworzyła samochód, facet wyskoczył do nas z krzykiem, że porysowaliśmy mu drzwi, że to skandal, że musi teraz do lakiernika jechać, że to koszta i że on już zadzwonił na policję. Spojrzałyśmy na drzwi, ale poza zaciekami z wody nic nie zauważyłyśmy. Wtedy syn pokazał nam ryskę - 7mm na 3mm - którą również wzięłyśmy za zaciek i zgodnie stwierdziłyśmy, że nikt przy zdrowych zmysłach nie zauważyłby tej rysy (szczególnie przy takim stopniu ubrudzenia samochodu).

Facet zaczął się wtedy usprawiedliwiać, że już tyle szkód miał i nie zgłaszał, że ma dość i teraz nikomu nie przepuści. Kilka godzin wcześniej dwa razy w odstępie kilku minut ktoś mu zarysował lusterko na jego własnych oczach i on już ma dosyć (tyle że jakoś nie dzwonił po policję, kiedy mógł sprawcę złapać za rękę - co ciekawsze, wersja wydarzeń różniła się w zależności od tego, kto ją opowiadał: Facet twierdził, że to jakieś dzieciaki zarysowały mu lusterko, z kolei żona mówiła o dwóch samochodach, które zahaczyły o lusterko, przejeżdżając).

Moja Rodzicielka - zapalony, wieloletni kierowca (mimo że nie wygląda na takiego) - poczęła oglądać drzwi, sprawdzać, czy faktycznie miałam szansę zarysować drzwi tamtego samochodu przy wysiadaniu (siedziałam właśnie od strony pasażera i tamtędy wysiadałam). Nijak rysa nie pasowała do wysokości drzwi naszego auta przy każdej możliwej kombinacji obciążenia.

Policja przyjechała, popatrzyła z politowaniem na rysę i pouczyła Faceta i moją Mamę, że jest to nieumyślne uszkodzenie mienia (o ile takie było), że Mama i Facet mają się dogadać i tyle z ich strony. Spisali, co mieli spisać i pojechali. Facet załamał się, słysząc, że żadne ubezpieczenie tego nie pokryje. Zaczął więc opowiadać Rodzicielce, jak to on nie zapłacił 2800 zł za naprawianie drzwi z wgnieceniem (przypominam, że tutaj chodziło o małą rysę, której pochodzenie nie było pewne). Potem stwierdził, że ma 12 lat gwarancji w serwisie na takie uszkodzenia, a w końcu zażądał 300 zł, na co ja parsknęłam śmiechem.

Owszem, nie mam prawa jazdy, dlatego też wcześniej nie uczestniczyłam w dyskusji. Jedyne co, to powiedziałam jasno, że drzwi nie zarysowałam. Jednak co nieco o samochodach wiem, dzięki własnym doświadczeniom i zmotoryzowanym znajomym czy eks. Potrafiłam więc ocenić głębokość rysy (podkładu nie było widać) i wiedziałam, że na takie uszkodzenia moi znajomi i partnerzy używali markerów do karoserii do nabycia za zawrotne 25-50 zł w marketach budowlanych. Nikt o zdrowych zmysłach nie leci do mechanika z taką ryską. Podzieliłam się tą informacją z Facetem i jego synem, przez co nasłuchałam się kilku podjazdów ad personam z ich strony. W kilku żołnierskich słowach usadziłam chłopaka, który, swoją drogą, mógłby być moim synem. Jak widać, szacunek wynosi się z domu.

Po kolejnej krótkiej wymianie opinii na temat tej rysy, Rodzicielka powiedziała Facetowi jasno, że ma iść z tym do sądu, bo ona nie będzie mu nic płacić, ale chętnie zobaczy monitoring z parkingu, żeby udowodnić mu, że nie obiłam mu tych drzwi. Nagle cała piekielna rodzinka schowała uszy po sobie, wsiadła do samochodu i pojechała w siną dal bez słowa.

Wątpię żeby Facet pojechał z tym do sądu, bo jestem pewna, że była to zwykła próba wyłudzenia. Dlaczego?

Cóż... Mam bardzo dobrą pamięć do detali. Mój mózg rejestruje różne rzeczy, ale nie wydobywa ich wtedy, kiedy trzeba. Jestem jednak pewna 3 rzeczy:
1. Nie otworzyłam drzwi na tyle szeroko, by dotknąć samochód obok. Żeby zarysować sąsiednie auto w ten sposób, musiałabym przyłożyć dużo więcej siły przy otwieraniu drzwi. Zapamiętałabym uderzenie.
2. Ten konkretny samochód nie stał tam, kiedy parkowaliśmy nasz. Zaparkowaliśmy obok czarnego samochodu typu Seat Leon, a nie obok ciemnoniebieskiego Opla Astry Twintop.
3. Facet był dziwnie dobrze przygotowany. W ręku miał notesik, w którym miał już zapisane kilka rejestracji i nazwisk. Do tego wersje wydarzeń jego i żony nie pokrywały się ze sobą. Być może myślał, że jak trafił na dosyć dobry samochód na warszawskich blachach (sam był ze Śląska i dobitnie powiedział, co sądzi o Warszawie), to właściciele od razu wyskoczą z kilku stówek, nie pytając o nic...

Urlop naciągacze

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 78 (140)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…