Pracuję jako opiekunka osób starszych w domu opieki.
Krótka sytuacja z któregoś dnia pracy. Na zmianie ja, Ela (pielęgniarka i jednocześnie nasza przełożona) oraz Marlenka - nowa, pracuje od miesiąca. Już chyba wspominałam, że nowi mają "okres ochronny", nikt nie wymaga od nich tyle, ile od starych pracowników, no ale pewne rzeczy muszą być zrobione i tyle. A że Marlenka jeszcze na statusie "nowej", to ja robię 2/3 roboty, ona resztę.
Dniówka jak dniówka, jakoś leci. Po ostrym zap... no, po intensywnej pracy dochodzimy z Marlenką do wniosku, że WSZYSTKO jest już zrobione i można chwilę odsapnąć. Na dyżurce* miękki fotel kusi i już się w nim wygodnie ulokowałam (sorry, Marlenko, są jeszcze krzesła), kiedy wchodzi Ela.
- Ooo, siedzicie tu sobie...
Ponieważ Marlenka (oprócz tego, że poderwała się nerwowo z krzesła) nie zareagowała na słowa Eli, postanowiłam się łaskawie odezwać:
- Noo...
- Zrobione wszystko?
- Wykąpani, przebrani, faceci ogoleni. Nic się nie dzieje, nikt nic nie zgłaszał, do obiadu (za 15 min!!!) mamy luz.
- Aha... Ala pani X zgłaszała złe samopoczucie, ona ma problemy z ciśnieniem, więc trzeba...
- A tak, przed chwila mierzyłam jej ciśnienie. (Wygrzebuję z kieszeni kartkę). Tu masz wynik, jest w normie, chyba znowu panikuje.
- Pan Y wołał, chyba trzeba...
- Tak, zmieniłam mu już pampersa i poprawiłam go w łóżku.
- Pani Z...
- No niestety ma biegunkę, dać Loperamid?
- Chyba tak.
W tym momencie odzywa się Marlenka:
- To ja jej dam.
Ja:
- Aha. To ja pójdę zapalić.
Dostałam opie*dol od Eli. Jak tak można, iść sobie na papierosa, kiedy inni pracują! Serio?
* "NA" dyżurce!!! I koniec dyskusji, tak mówimy i nie będę inaczej pisać!
Krótka sytuacja z któregoś dnia pracy. Na zmianie ja, Ela (pielęgniarka i jednocześnie nasza przełożona) oraz Marlenka - nowa, pracuje od miesiąca. Już chyba wspominałam, że nowi mają "okres ochronny", nikt nie wymaga od nich tyle, ile od starych pracowników, no ale pewne rzeczy muszą być zrobione i tyle. A że Marlenka jeszcze na statusie "nowej", to ja robię 2/3 roboty, ona resztę.
Dniówka jak dniówka, jakoś leci. Po ostrym zap... no, po intensywnej pracy dochodzimy z Marlenką do wniosku, że WSZYSTKO jest już zrobione i można chwilę odsapnąć. Na dyżurce* miękki fotel kusi i już się w nim wygodnie ulokowałam (sorry, Marlenko, są jeszcze krzesła), kiedy wchodzi Ela.
- Ooo, siedzicie tu sobie...
Ponieważ Marlenka (oprócz tego, że poderwała się nerwowo z krzesła) nie zareagowała na słowa Eli, postanowiłam się łaskawie odezwać:
- Noo...
- Zrobione wszystko?
- Wykąpani, przebrani, faceci ogoleni. Nic się nie dzieje, nikt nic nie zgłaszał, do obiadu (za 15 min!!!) mamy luz.
- Aha... Ala pani X zgłaszała złe samopoczucie, ona ma problemy z ciśnieniem, więc trzeba...
- A tak, przed chwila mierzyłam jej ciśnienie. (Wygrzebuję z kieszeni kartkę). Tu masz wynik, jest w normie, chyba znowu panikuje.
- Pan Y wołał, chyba trzeba...
- Tak, zmieniłam mu już pampersa i poprawiłam go w łóżku.
- Pani Z...
- No niestety ma biegunkę, dać Loperamid?
- Chyba tak.
W tym momencie odzywa się Marlenka:
- To ja jej dam.
Ja:
- Aha. To ja pójdę zapalić.
Dostałam opie*dol od Eli. Jak tak można, iść sobie na papierosa, kiedy inni pracują! Serio?
* "NA" dyżurce!!! I koniec dyskusji, tak mówimy i nie będę inaczej pisać!
Ocena:
148
(186)
Komentarze