Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#82859

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Historia o tym jak urząd (!!!)PRACY(!!!) utrudniał mi (!!!)PODJĘCIE PRACY(!!!).

Postaram się ograniczyć ilość faktów do niezbędnego minimum, aczkolwiek uprzedzam, że i tak wyjdzie stosunkowo długa opowieść.

Rok temu skończyłem studia. Jak to bywa, nie znalazłem przez ten czas pracy w zawodzie i tak, na pohybel swojej dumie, wędrowałem po magazynach, gdzie przyjmowali ludzi bez matury, a czasem nawet bez podstawówki.

Aż tu niedawno (tj. początek sierpnia 2018 - dla tych, co czytają długo po publikacji) pewna firma w moim rodzimym mieście zaoferowała się, że chętnie przyjmie mnie na staż, więc powiedzieli mi, że mam pójść z jakimś wnioskiem od nich do Urzędu Pracy, tym samym dając im znać, że chcą mnie przyjąć.

Problem nr 1)

Ale my (Urząd Pracy) mamy staże tylko dla facetów po 40-tce albo dla kobiet. Więc muszę albo kilkanaście lat siedzieć u starych na garnuszku (co jest, nie oszukujmy się, mało ciekawe) albo zmienić płeć (gdzie w Polsce w życiu na to hajsu nie uzbieram albo bym zadłużył się po uszy i w życiu nie zdołał tego spłacić).

Problem nr 2)

Ch*j nas to obchodzi, że ktoś chce pana zatrudnić. Musi się pan zarejestrować u nas jako bezrobotny (a po co niby przyszedłem?) [uprzedzając pytania, nie miałem potrzeby się rejestrować, bo od wygaśnięcia poprzedniej umowy minął dopiero tydzień, w trakcie którego szczęśliwie udało mi się znaleźć firmę od tego stażu].

Problem nr 3)

Dzwonię do pana, który chce mnie na staż. Daję babie w urzędzie tego pana do telefonu. Wszystko jej wyjaśnia, że według jego informacji obiecali mu opłacić staż ze swoich środków, nawet jak to będzie ze wskazaniem (czyli że przyślą konkretną osobę na ten staż). Babka "coś świta Schrödingera", czyli jemu, rozmawiając przez mój telefon, przyznaje rację, ale mi już wypiera się w żywe oczy, że nic takiego nie miało miejsca.

Problem nr 4)

Jak pracowałem w pewnej firmie (której - jak myślę - z wiadomych powodów nie wspomnę z "nazwiska"), w której - mówiąc wprost - pluli ludziom w twarz za to, że im się jeszcze chciało, dali mi wypowiedzenie (którego okres wynosił miesiąc) i pech chciał, że w ostatnim jego tygodniu wyszło mi jakieś uczulenie, więc musiałem wziąć L4. Mam świadomość, jak to musiało wyglądać z perspektywy pracodawcy, że akurat w ostatnim tygodniu wziąłem to zwolnienie. Urząd Pracy w swoim systemie miał jakiś błąd, że niby to L4 obejmowało okres już po byciu zwolnionym. I wymagali ode mnie, bym załatwił jakieś zaświadczenie z ZUS-u o tym, że ta sytuacja miała miejsce. Mimo że ich własny system pokazywał (ponoć) wszystko czarno na białym.

Problem nr 5)

Jak już tam siedziałem, stwierdziłem, że uzupełnię swoje dokumenty u nich o m.in. kurs na wózki widłowe, który przez ten rok zrobiłem (bo skoro już latałem po tych magazynach mimo studiów, to stwierdziłem, że parę groszy więcej za to uprawnienie raczej nie przeszkodzi). Dałem babce więc z rozpędu swój "Zestaw", którą to nazwą w kontekście pracy określam CV, list motywacyjny, referencje, wszystkie kursy itp. (a taki zestaw zawsze daję, zostawiając gdzieś CV) i babka mi mówi: "O! w 2010 zrobił pan kurs na kasę fiskalną, czemu pan nic nie mówił?", a ja na to: "Bo sami mnie na niego wysłaliście?”. Ale babce i tak to nie przeszkodziło twierdzić, że nie zamierzają mi dać tego stażu, bo "ja coś kombinuję”.

Koniec końców, po ponad 2 godzinach męczarni psychicznej, (chyba) się udało. Jutro (licząc od dnia, w którym to piszę) idę do tego pana od stażu z informacją, że, mimo perturbacji, niedługo możemy zacząć staż.

Niemniej, reasumując, wniosek z tej historii jest taki, jak wspomniałem na wstępie:

Urząd (!!!)PRACY(!!!) utrudniał mi (!!!)PODJĘCIE PRACY(!!!).

Urząd Pracy

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 85 (135)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…